Nigdy nie miałem styczności z grą w kapsle. Jakoś mnie to ominęło. Nie wiem, czy to kwestia mojego rocznika, czy osób z którymi się kolegowałem. Trafiła się jednak szansa, aby to nadrobić u to od razu z grubej rury. Kierunek Sulęcin i VIII Międzynarodowe Mistrzostwa Gry w Kapsle.
Na pewno chciałem zobaczyć, jak to wygląda z bliska, a co do samego startu to decyzja miała zapaść na miejscu. Była możliwość zapisów przed samym rozpoczęciem w przypadku wolnych miejsc, ale myślę że jakbym pomarudził to miejsce i tak by się znalazło. Ostatecznie do listy startowej dopisane zostały dwie osoby, bo Gosia po baaardzo długich namowach w końcu dała się przekonać do startu. Myślę, że nie żałuje swojej decyzji, tak samo zresztą jak ja.
Tutaj mamy styczność z crossową wersją gry w kapsle. Tony piasku i multum przeszkód w które bardzo łatwo można było wpaść. Najbardziej paskudna to chyba była czarna dziura tuż przed metą, która powodowała cofnięcie się no dosyć daleko i powtarzanie fragmentu trasy. Na szczęście takie przeszkody przewidziane zostały w finale.
Otrzymaliśmy numer startowy i wybraliśmy kapsle. Poszliśmy w mój ulubiony kolor, czyli zielony. Numery startowe i można trochę poćwiczyć. Obserwując innych zawodników i to jakimi technikami się posługują to w mojej głowie pojawiło się zwątpienie. Trudno, najwyżej się skompromituję.
Przygotowane zostały dwa tory i cztery biegu półfinałowe, gdzie w każdym udział brało 6 osób, a do finału przechodziła 2 najlepszych z każdego biegu. W losowaniu obydwoje wylosowaliśmy tor nr 1, ale na szczęście inne biegi. Gosia rozpoczynała, ja muszę poczekać bieg nr 3. Wyszło fajnie, bo możemy zobaczyć, jak nam poszło na jednakowej trasie i spokojnie siebie poobserwować.
Każdy po kolei oddawał dwa pstryknięcia. Nie można było wypaść z trasy (czyli mieć kontakt z piaskiem) oraz ominąć punktów kontrolnych.
Gosi szło fantastycznie. Poza jednym utknięciem w szczelinie, która była mniejsza od jej zgrabnych rąk nie robiła większych błędów. Ostatecznie zajęła w swoim biegu 3 miejsce. Brawo!
Potem przyszła pora na mnie. Dziwny to był bieg. Ja to nazywam Szczęściem Nowicjusza. Szło mi fenomenalnie. Start perfekcyjny i przez bramki przelatywałem, jak przez kolejne kilometry na rowerze…
Powyższe zdjęcia pokazuje, jak bardzo odjechałem od reszty. Jako profesjonalny gracz w kapsle powiedziałbym, że nastąpiło rozkojarzenie i zbyt duża pewność siebie. Jako amator powiem, że szczęście po prostu mnie opuściło.
Jeden błąd, którego można było uniknąć. Za bardzo przestrzeliłem bramkę, która jest punktem kontrolnym. Wystarczyło w drugim ruchu nieco się cofnąć i odpowiednio ustawić. Moje pstryknięcie było jednak na tyle perfekcyjne, że kapsel w ogóle się nie poruszył. Tak więc zostałem cofnięty na poprzedni punkt kontrolny….
… na którym w zasadzie już zostałem do końca 😀
Kto miał mnie wyprzedzić to wyprzedził. Chciałem trochę nadgonić i może to było błędem, może trzeba było na spokojnie? Teraz to za późno na mądrzejsze decyzje. Chcąc czy nie chcąc to tak „perfekcyjnie” pstrykałem, że wypadałem z trasy co rusz i wracałem na mój ulubiony punkt kontrolny.
Kompromitacja na szczęście się skończyła, gdy wyłoniona została dwójka zwycięzców. Z tą kompromitacją to żartuję, bo bawiłem się świetnie. Taki gracz to na pewno zostało zapamiętany, bo nie da się na taką lamę nie zwrócić uwagi 😀
Swoje biegi zakończyliśmy z mniejszym lub większych skutkiem i potem obejrzeliśmy finał, który był połączeniem obu torów. Długi, trudny, ale emocji niesamowicie dużo.
Na sam koniec podziękowania, dekoracja, dyplomy i pamiątkowe medale w postaci otwieraczy do piwa. Bajer, bo czegoś takiego brakowało mi, aby mieć do kluczy.
Mam duży sentyment do Sulęcina. Organizują bardzo fajne imprezy i atmosfera jest tam genialna. Bardzo swobodnie się tam czuję i mam nadzieję pojawić się tam nie raz. Gosia większego wyboru nie ma, bo będzie towarzyszyć, ale odczucia na podobne 😉
Zapomniałeś dodać, że Gosia choć pierwszy raz pstrykała to jednak siedziała na tyłku drugiemu półfinaliście i o maaaaały włos nie znalazła się w finale :p A tak na serio- fajna zabawa. I Gosia nie żałuje że dała się wciągnąć… 🙂