Wiosnę czuć coraz bardziej. W końcu trafił się mało wietrzny dzień i to na dodatek słoneczny. Plany były całkiem inne, ale z racji tego, że w końcu wiatr odpuścił to postanowiliśmy pojechać do Słońska. Osobiście dawno już tam nie byłem. Inaczej Gosia, która nie tak dawno zawitała tam ze znajomymi.
Dojazd standardowo wałami z urozmaiceniem przez Lemierzyce. Niektóre fragmenty musieliśmy odpuścić, bo zalegało tam sporo błota. Mowa tutaj głównie o Płonicy i Łąkowie, gdzie przejazd tamtędy jest bardzo utrudniony.
Asfalt prowadzący wioskami w kierunku Słońska jest fatalnej jakości. Lepiej jeździ się wałem. No i ruch o wiele mniejszy, bo jedynie można spotkać spacerujące osoby. A… i zwierząt nie brakuje.
Zanim wjechaliśmy do Parku Narodowego czekała nas dłuższa przerwa, bo trafiliśmy na stado innych zwierząt, niż ptaki.
Małe chyba dosyć niedawno przyszły na świat, bo poruszały, w zasadzie to stały bardzo pokracznie, a u niektórych nawet można było zobaczyć zwisającą pępowinę.
Moglibyśmy tak stać się przyglądać w nieskończoność, ale dzień długi nie jest. Chcemy jeszcze zobaczyć, jak zimują ptaki.
Ptaków od groma, a mamy przecież zimę. Niestety ukrywają się z dala od terenów, gdzie można jeszcze postawić stopę i jej nie zamoczyć.
Droga powrotna bez większych kombinacji. Wioskami w kierunku Nowin Wielkich. Szkoda, że prom już nie kursuje, bo była to atrakcja w naszej okolicy i spotkaliśmy nawet Pana, który był rozczarowany, że nie może z niego skorzystać.
Między Świerkocinem, a Nowinami Wielkimi wylewany był nowy asfalt. Zniknęło wiele dziur, co jest olbrzymim plusem i pojawiły się ostrzeżenie, bo jakby nie patrzeć to takiego oznaczenia nie ma, ale lepiej o tym napisać 😉