Nigdy nie miałem styczności z grą w kapsle. Jakoś mnie to ominęło. Nie wiem, czy to kwestia mojego rocznika, czy osób z którymi się kolegowałem. Trafiła się jednak szansa, aby to nadrobić u to od razu z grubej rury. Kierunek Sulęcin i VIII Międzynarodowe Mistrzostwa Gry w Kapsle.

Na pewno chciałem zobaczyć, jak to wygląda z bliska, a co do samego startu to decyzja miała zapaść na miejscu. Była możliwość zapisów przed samym rozpoczęciem w przypadku wolnych miejsc, ale myślę że jakbym pomarudził to miejsce i tak by się znalazło. Ostatecznie do listy startowej dopisane zostały dwie osoby, bo Gosia po baaardzo długich namowach w końcu dała się przekonać do startu. Myślę, że nie żałuje swojej decyzji, tak samo zresztą jak ja.

Tegorocznym motywem były Gwiezdne Wojny.

Tutaj mamy styczność z crossową wersją gry w kapsle. Tony piasku i multum przeszkód w które bardzo łatwo można było wpaść. Najbardziej paskudna to chyba była czarna dziura tuż przed metą, która powodowała cofnięcie się no dosyć daleko i powtarzanie fragmentu trasy. Na szczęście takie przeszkody przewidziane zostały w finale.

Otrzymaliśmy numer startowy i wybraliśmy kapsle. Poszliśmy w mój ulubiony kolor, czyli zielony. Numery startowe i można trochę poćwiczyć. Obserwując innych zawodników i to jakimi technikami się posługują to w mojej głowie pojawiło się zwątpienie. Trudno, najwyżej się skompromituję.

Przygotowane zostały dwa tory i cztery biegu półfinałowe, gdzie w każdym udział brało 6 osób, a do finału przechodziła 2 najlepszych z każdego biegu. W losowaniu obydwoje wylosowaliśmy tor nr 1, ale na szczęście inne biegi. Gosia rozpoczynała, ja muszę poczekać bieg nr 3. Wyszło fajnie, bo możemy zobaczyć, jak nam poszło na jednakowej trasie i spokojnie siebie poobserwować.

Czy nr 33 będzie szczęśliwy?

Każdy po kolei oddawał dwa pstryknięcia. Nie można było wypaść z trasy (czyli mieć kontakt z piaskiem) oraz ominąć punktów kontrolnych.

Gosi szło fantastycznie. Poza jednym utknięciem w szczelinie, która była mniejsza od jej zgrabnych rąk nie robiła większych błędów. Ostatecznie zajęła w swoim biegu 3 miejsce. Brawo!

Potem przyszła pora na mnie. Dziwny to był bieg. Ja to nazywam Szczęściem Nowicjusza. Szło mi fenomenalnie. Start perfekcyjny i przez bramki przelatywałem, jak przez kolejne kilometry na rowerze…

Kapsel nr 27 rusza do gry.

Powyższe zdjęcia pokazuje, jak bardzo odjechałem od reszty. Jako profesjonalny gracz w kapsle powiedziałbym, że nastąpiło rozkojarzenie i zbyt duża pewność siebie. Jako amator powiem, że szczęście po prostu mnie opuściło.

Ta mina mówi wszystko. Mamy klops!

Jeden błąd, którego można było uniknąć. Za bardzo przestrzeliłem bramkę, która jest punktem kontrolnym. Wystarczyło w drugim ruchu nieco się cofnąć i odpowiednio ustawić. Moje pstryknięcie było jednak na tyle perfekcyjne, że kapsel w ogóle się nie poruszył. Tak więc zostałem cofnięty na poprzedni punkt kontrolny….

… na którym w zasadzie już zostałem do końca 😀

Kto miał mnie wyprzedzić to wyprzedził. Chciałem trochę nadgonić i może to było błędem, może trzeba było na spokojnie? Teraz to za późno na mądrzejsze decyzje. Chcąc czy nie chcąc to tak „perfekcyjnie” pstrykałem, że wypadałem z trasy co rusz i wracałem na mój ulubiony punkt kontrolny.

Kompromitacja na szczęście się skończyła, gdy wyłoniona została dwójka zwycięzców. Z tą kompromitacją to żartuję, bo bawiłem się świetnie. Taki gracz to na pewno zostało zapamiętany, bo nie da się na taką lamę nie zwrócić uwagi 😀

Swoje biegi zakończyliśmy z mniejszym lub większych skutkiem i potem obejrzeliśmy finał, który był połączeniem obu torów. Długi, trudny, ale emocji niesamowicie dużo.

Na sam koniec podziękowania, dekoracja, dyplomy i pamiątkowe medale w postaci otwieraczy do piwa. Bajer, bo czegoś takiego brakowało mi, aby mieć do kluczy.

W pakiecie startowym otrzymaliśmy także takie pudełeczka właśnie z grą w kapsle. Super sprawa.

Mam duży sentyment do Sulęcina. Organizują bardzo fajne imprezy i atmosfera jest tam genialna. Bardzo swobodnie się tam czuję i mam nadzieję pojawić się tam nie raz. Gosia większego wyboru nie ma, bo będzie towarzyszyć, ale odczucia na podobne 😉

Udostępnij:

Komentarze

  1. Zapomniałeś dodać, że Gosia choć pierwszy raz pstrykała to jednak siedziała na tyłku drugiemu półfinaliście i o maaaaały włos nie znalazła się w finale :p A tak na serio- fajna zabawa. I Gosia nie żałuje że dała się wciągnąć… 🙂

Skomentuj lasgosia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *