Na kolejny dzień czekało mnie konkretne ściganie, więc sobota bez szaleństw. W sumie taki był plan, a wyszło troszeczkę inaczej. Gosia po nocce w pracy, więc musiałem uzbroić się w cierpliwość i poczekać na wspólne rowerowanie trochę dłużej.
Najpierw jednak odwiedziliśmy gorzowski GReeN BIKE, aby sobie na rowerach od chłopaków pojeździć dookoła budynku 🙂 Poszukiwaliśmy rower, bo miejscowi rowerzyści niebawem powiększą się o nowego członka tej elitarnej grupy.
Po spokojnych oględzinach sklepu rowerowego wybraliśmy się już w kierunku Lubiszyna. Tam odbywała się kolejna edycja Miodobrania.
Pszczoła wita wszystkich miłośników miodu.
Gdy dotarliśmy na miejsce imprezy to akurat grała orkiestra dęta w składzie cztery osoby. Potem już było nieco gorzej, bo na scenie pojawili się lokalni rządzący i zaczęło się słodzenie do narodu. Odczytywanie listów od Pani Starosty i tak dalej. Bardzo męczące.
My w tym czasie zrobiliśmy rundkę dookoła stoisk, załapaliśmy się na krówki, lody, kawę i trochę sobie posiedzieliśmy przy stoliku. Szybko nam się znudziło i ruszyliśmy w drogę powrotną… oczywiście na okretkę. Nie zdążyłem posłuchać miejscowych śpiewających Pań… eeech… tyle stracić.
Staw i próba sfotografowania ważki…
… gdzieś na powyższym zdjęciu powinna być ;p
Obraliśmy kierunek na Karsko, aby tamtędy wrócić do domu. Jechało nam się bardzo dobrze, więc jeszcze dorzuciliśmy trochę kilometrów wydłużając sobie drogę przez Kłodawę i Wawrów.
Klimat dożynek czuć wszędzie.
Miodobranie w tym roku bardzo skromne, ale dla lokalnej społeczności to w zupełności wystarczy. Zresztą w tym samym czasie nieco dalej odbywa się Święto Chleba, a jakby zajrzeć jeszcze dalej to także i lokalne imprezy w innych miejscowościach. My dzień spędziliśmy tak, na spokojnie, bez szaleństw. Na to przyjdzie pora jutro.