Postanowiliśmy wybrać się ponownie do Chwarszczan na coroczną Templariadę, która jest przedsmakiem dużo większej imprezy, która odbywa się w sierpniu. Postanowiliśmy trochę urozmaicić trasę i pojechaliśmy wioskami w kierunku Mosiny i dalej lasem w stronę miejscowości Cychry. Po drodze małe zaskoczenie, bo spotkaliśmy dziwnego zająca. Nie bał nas się kompletnie, przekicał obok i nawet udało się Gosi zrobić mu zdjęcie. Jak uzupełni wpisy to pewnie będzie można go zobaczyć. Gdy ona ganiała zwierzaka, ja analizowałem którędy lepiej pojechać. Akurat dojechaliśmy do szlaku rowerowego i za nic w świecie nie mogłem sobie przypomnieć w którą stronę jechać. Trochę na ślepo wybraliśmy wariant, ale wyszło bardzo dobrze.

Do Chwarszczan dojechaliśmy kilkanaście minut po rozpoczęciu imprezy i akurat trwały przygotowania do walk rycerzy. Tym razem ogrodzono widzów i zbudowano taką arenę… gladiatorów. My zajęliśmy dogodne miejsce na jakiś ruinach, gdzie widok był najlepszy.


Przygotowania do rozpoczęcia walk.


Kolejni rycerze zmierzają na arenę.


Ostatni łyk wody od ukochanej.


A gdzie zbrojny?

Chwilę później rozpoczęły się pierwsze walki. Były wygięte i połamane miecze, dużo krzyków, emocji. Jednak i to z biegiem czasu może znudzić.

Przenieśliśmy się w pobliże kaplicy, gdzie miały odbywać się pokazy konne. Ze względu na letnią pogodę to konie, jak i jeźdźcy nie zostali wyposażeni w zbroje. W żaden jednak sposób nie wpłynęło to na wrażenia z pokazu.


Koń o imieniu Racula, a nie jak większość myślała Krasula ;p

Spotkał nas także miły akcent. Ciągamy tak za sobą rowery, aż pewien Pan mieszkający dosłownie obok pozwolił na je zostawić u siebie na podwórku. Musieliśmy tylko uważać na psa. Tą mogą uwagę skomentowała mina Gosi pewnie to moja. My jesteśmy na tyle nienormalni, że nie potrafimy wejść jak cywilizowani ludzie bramą, ale gdzieś bokiem, murkiem. Przeszedłem dosłownie przed budą pas, a ten przywitał mnie psią agresją. Tak wystraszony to nie byłem jeszcze nigdy. Na szczęście dobrze się skończyło. Rowery były bezpieczne, a widząc temperament psa, to bardzo bezpieczne.

Wróćmy jednak do pokazów konnych. Dwa konie, dwóch jeźdźców zaprezentowali się w kilku konkurencjach. Wszystkiemu przewodził wodzirej z niesamowitą gadką. Całe to połączenie wyszło dość ciekawie i stąd też tak czas przeleciał, jak przez palce.


Na arenie pojawił się też rycerz, który musiał grać rolę okrutnego Saracena.


Szybko jednak poległ.

Zrobiliśmy także rundę po średniowiecznych miasteczku. Nie zabrakło ludzi prezentujących swoje dzieła rękodzielnicze. Gosia nie mogła odpuścić strzelania z łuku. Udało nam się także wejść do kaplicy i renowacja fresków, która trwa już bardzo długo idzie pełną parą. Miałem okazję porównać to z pracami sprzed bodajże dwóch, czy trzech lat temu. Ogólnie bardzo podobają mi się klimaty tej epoki i cała ta impreza. Swoją drogą to już szósta edycja.


Czeski zespół Remdih grający muzykę dawną.

Rywalizacja rywalizacją, ale szacunek przede wszystkim.

Oczywiście musieliśmy wrócić do domu, a że pora była jeszcze wczesna. Może inaczej, dość późno robi się ciemno to wydłużyliśmy jeszcze trochę drogę. Na sam koniec taki miły akcent. Kucyk spotkany w okolicy Witnicy.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *