Od dawna planowaliśmy wypad do Niemiec, aby tam pojeździć sobie niemal przez cały dzień. Żeby nie marnować czasu to zdecydowaliśmy się na pociąg i cała przygoda zaczyna się od Kostrzyna. Weekend niestety spędziłem w pracy, a w domu zameldowałem się około 1 w nocy. Szybko spać i zdecydowaliśmy się na nieco późniejszy pociąg. Straciliśmy też sporo czasu w Lidlu, bo niemiła pani z przepełnionym koszykiem nie chciała przepuścić rowerzystę z trzema bułkami słodkimi.


Nieświadomie wylądowaliśmy w pociągu relacji Krzyż Wielkopolski – Berlin.

Koniec końców wtargnęliśmy na germańskie ziemie i postawiliśmy na totalny spontan. Bardzo chciałem odwiedzić Seelow i tamtejsze muzeum. Nigdy tam nie byłem, a znak z kilometrami aż zachęca do podróży. My się jednak nim zbytnio nie przejmujemy, bo wybieramy naszą, alternatywną trasę. Znacznie dłuższą. To lubimy najbardziej. Jechać po nieznanych ziemiach, a najlepiej po wioskach, gdzie jest totalna cisza. No chyba, że obok jedzie ekscytująca się wycieczką Gosia ;p


Stary cmentarz w Sachsendorf.


Pomnik poświęcony pamięci poległych w II Wojnie Światowej. Z bardzo ciekawą inskrypcją.

Na szczęście dopisała też pogoda. Może nie było bardzo ciepło, ale na szczęście nie gorąco i duszno. Na deszcz się nie zapowiadało. Było bardzo przyjemnie. Zresztą z takim towarzystwem to nie można narzekać na jakąkolwiek aurę.

Po około 35 kilometrach meldujemy się w Seelow. Z odnalezieniem muzeum nie było większego problemu. Oczywiście mamy swój rozum i zamiast wjechać na wzgórze asfaltową drogą to lepiej wdrapywać się po schodach 🙂 Kto by tam się rozglądał na boki, a tym bardziej spodziewał tam się jakiegoś wjazdu.


Czołg dobrze znany i nie trzeba go nikomu przedstawiać.


Rosyjska Katiusza.


Pomnik na wzgórzu.


Nie było opcji, aby tam się wdrapać i zobaczyć go z bliska.

Nie będę tutaj przytaczał historii tego miejsca, bo bezproblemowo można znaleźć to w necie. Muzeum robi ogromne wrażenie i my zwiedziliśmy tylko część plenerową. W budynku jest jeszcze więcej pamiątek związanych z bitwą.


Groby poległych żołnierzy.

Napatrzeliśmy się za wszystkie czasy i zostanie to w naszej pamięci. Jednak trzeba ruszać dalej, poznawać Niemcy. Spojrzenie na mapę ustalenie trasy i tylko liczenie w głowie, czy zdążymy do Kostrzyna na ostatni pociąg.

Ledwo co wyjechali z Seelow, a tutaj taka niespodzianka:

Dały się nawet pogłaska. Było ich więcej, ale część uciekła i zostały tylko dwie. W tym jedna z dość ciekawych ubarwieniem. Co zresztą widać na powyższym zdjęciu.

Bardzo fajnie się jeździło. Oznaczenia szlaków są genialne. Chociaż my mamy tak wielki talent, że i tak potrafimy się nieco pogubić. Bardzo ładne szlaki wzdłuż jezior i to ponadto asfaltowe. My oczywiście mamy górale, więc nie baliśmy się wjechać między innymi do Naturpark Märkische Schweiz.


Muzeum starych maszyn rolniczych w Behlendorf.

Czas uciekał nieubłaganie, a do domu wrócić trzeba. Powroty zawsze mamy szybsze, ale dzisiaj coś nie wyszło. Wina owieczek, widok na wzgórza. Musieliśmy się zatrzymać, popatrzeć na małe owieczki, które tak śmiesznie podskakiwały. Przecież w końcu mamy czas… Gosia zdążymy na pociąg. W tajemnicy Wam powiem, że nie zdążyliśmy.

Znaleźliśmy inną opcję powrotu. Przecież bagażnik rowerowy nie będzie leżał w garażu nieużywany ;p Dla tych owieczek i całych tych emocji powrotnych… warto było nie dojechać do Kostrzyna na czas.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *