Od jakiegoś czasu mamy taką tendencję, że im temperatura jest wyższa (najlepiej przekraczająca 30 stopni Celsjusza) tym chętniej wybieramy się do Parku Narodowego „Ujście Warty”, ale dokładniej do części zwanej Polderem Północnym. Kto miał okazję tam być, ten wie, że drzew za wiele tam nie znajdziemy. Przy takiej temperaturze to by trochę cienia się przydało 🙂
Jedno drzewo, a dookoła… nic.
Nie kombinowaliśmy z dojazdem i wybraliśmy najprostszy wariant dojazdu do Nowin Wielkich, a tam dalej przez wioski w kierunku Kłopotowa i potem wskakujemy już na tereny „Ujścia Warty”. Plan jest taki, aby wbić się na wał i jechać w kierunku Kostrzyna. Najpierw jednak musimy pokonać otwarte tereny parku.
Łapanie promieni słońca.
Drogi są przejezdne, bo woda dawno już zeszła, a ptaki na dobre zadomowiły się na łąkach i rozlewiskach. Mamy kilka szlaków, ale nas interesuje wał. Omijamy wcześniejszy fragment z porośniętą trawą i stawiamy na utwardzone drogi.
Wał prowadzący do Kostrzyna nad Odrą.
Łabędzia Mama z dziećmi.
Od łabędzi powinniśmy uczyć się organizacji i dyscypliny.
W zasadzie mamy już końcówkę wiosny i wszystko już ładnie wybudziło się po zimie. Widoki są tam przepiękne i mimo żaru z nieba nikt z nas nie żałował, że wybraliśmy tę trasę.
Po drodze natrafiamy na Skansen Pszczelarski. W zasadzie jest on tam od wieków, ale jakoś nigdy uwagi nie przykuwał. Do czasu, bo zainteresowaliśmy się miodem i przy okazji trochę dowiedzieliśmy się o pszczołach i innych zwierzętach.
– To wezmę ten.
Ten pawilon pochodzi z Łupowa, czyli terenów gdzie się wychowałem.
Miejsce świetne i w pełni przystosowane do edukacji na temat pszczół. Super, że właściciele znaleźli czas dla dwójki rowerzystów i mogliśmy pogłębić swoją wiedzę 🙂
Praca wre.
Czas goni i musimy ruszać dalej. Do Kostrzyna rzut beretem. Mijamy przepompownie i głównym celem jest namierzenie lodów… no bo jakże by inaczej 😀
Takie widoki, a miasto tuż za rogiem.
Z namierzeniem lodziarni nie było problemu i trafiliśmy na całkiem fajne miejsce, które na pewno jeszcze nie raz odwiedzimy. Chociaż po drodze natrafiliśmy na jeszcze jedno miejsce, które musimy sprawdzić w niedalekiej przyszłości.
Żeby nie korzystać z drogi krajowej to bokiem przebijamy się w kierunku pożarówki, która wyprowadzi nas w pobliżu Chwarszczan.
Droga Pożarowa nr 22 jest świetną szutrówką.
Oczywiście nie mogło się obyć bez komplikacji nawigacyjnych. Zamiast dalej jechać szutrówką to postanowiliśmy ściąć i natrafiliśmy na drogę, która może kiedyś tam była.
Tędy będziemy jechać… a co tam.
Taka przeszkoda.
Pojeździliśmy po chaszczach, pokonaliśmy przeszkody w postaci przewalonych drzew i w końcu zameldowaliśmy się w Chwarszczanach.
Powrót wymyśliliśmy sobie przez Dębno, więc w tym kierunku zmierzamy. Tam też są lody, więc musimy zaliczyć obowiązkowy przystanek. Żeby było zabawniej to tamtejsza lodziarnia należy do tej samej sieci, co ta odwiedzona przez nas w Kostrzynie nad Odrą. Na szczęście smaki były nieco inne i można było dorzucić trochę potrzebnych kalorii 🙂
Powrót bez kombinacji, czyli Witnica i dalej w kierunku Gorzowa. Po drodze nie mogliśmy tak bez przywitania przejechać obok koników polskich, które mają swoją ostoję w Mostnie.
Głaskać konie możemy w nieskończoność, ale trzeba jechać dalej. Trochę dziś kilometrów wpadnie.