Zarządcy naszego Państwa nie pozwalają jeździć po lasach, więc musieliśmy sobie poradzić w inny sposób. W zasadzie pozwalają korzystać z roweru w ważnych aspektach, a my taki przecież mamy 😉
Taka niespodzianka na oponie. Cóż to takiego?
Bez większych kombinacji pojechaliśmy w stronę Santoka, aby potem wbić się na wał i zmierzać w kierunku Górecka. Dawno nie korzystaliśmy z tej drogi, a jest tam dosyć ładnie. Mamy rozlewiska Noteci i multum ptactwa, które chyba traktuje je jak swój dom.
Spokojna Noteć.
My odbijaliśmy na asfalt w kierunku wiosek, które zaprowadzą nas do Zwierzyna, ale jest możliwość jazdy wałem do samego końca i wtedy wyjedziemy w okolicach mostu kawałek za Goszczanowcem.
Z godziny na godzinę robiło się coraz cieplej, więc nawet można było zrzucić nogawki i trochę poopalać sobie nogi. W Strzelcach Krajeńskich niemal standardowa przerwa przy stacji paliw i potem lecimy dalej w kierunku Bobrówka. Po drodze mija nas nawet patrol policji. Przyglądają nam się bacznie, ale ich zainteresowanie szybko mija. Zaczyna też się walka z wiatrem. Niby wieje, ale nie na tyle mocno, aby się nim aż tak bardzo przejmować.
Wybieramy wariant, aby przez Żabicko, Jarosławsko dotrzeć aż do Pełczyć i wioskami przedostać się do Krzynki. Poszło bardzo sprawnie. Nawet po drodze spotkaliśmy lodziarza, który śmigał przez wioski i nawet zebrał trochę klientów. W szoku jestem, że jeszcze takie furgonetki z lodami funkcjonują. Chociaż w dobie koronawirusa i problematycznymi zakupami jest to jakiś sposób na siebie.
Żuraw i jego taneczny krok.
Amen…
Prawie, jak w górach… takich… niskich.
Wpadło sporo kilometrów i na powrocie zbytnio już nie kombinowaliśmy. Przez Danków i Łośno prosto do domu.