Końcówka roku to zmagania w ramach wyzwania Rapha #Festive500. Tym razem nieco pomocna była Gosia, bo udało się przez parę dni wspólnie pokręcić. No, a jak pojawia się Gosia to nie ma zmiłuj się 😀
W pracy tak się ułożyło, że wygonili mnie na urlop już w wigilię i nie chcieli widzieć do końca tygodnia. Tak więc na rowerowanie miałem 6 dni, a przez ten czas spokojnie można zaliczyć wyzwanie. Problemem była niestety pogoda. Na szczęście o wiele bardziej łaskawsza niż podczas pierwszej mojej zabawy z naszywką (Wcale nie tak prosto o naszywkę – podsumowanie wyzwania Rapha #Festive500). Wiatr dokuczał, a jak wypadały mi samotne wypady to padało… przypadek?
Trzeba było sobie radzić, gdy Gosia była nieobecna.
Jak to się ma do liczb?
24 grudnia – 108.58 km
25 grudnia – 94.43 km
26 grudnia – 105.13 km
27 grudnia – 105.95 km
28 grudnia – 90.11 km
29 grudnia – 54.01 km
Jak widać powyżej, na zaliczenie tych 500 wymaganych kilometrów wystarczyło 5 dni. Wykorzystałem jednak wszystkie wolne dni w pracy, więc ostatecznie wpadło 557 km. Jeżeli ktoś lubi liczby to ten kilometraż pozwolił na zajęcie 8 575 miejsce na 96 595 uczestników. Jeżeli chodzi o Polskę ponownie udało się być w pierwszej setce, na 64 miejscu (965 startujących).
Tym razem było o wiele łatwiej to za sprawą o wiele łaskawszej pogody i dwóch, konkretnych dni z Gosią, które w zasadzie wypełniły niemal 50% wyzwania.
Do poniedziałku by wreszcie ruszyć w teren.Przez tyle lat co jeżdżę przez lasy spotkałem może z dwie,trzy osoby.Chore zakazy…pozdrawiam.
Nie chcę nawet się wypowiadać na temat tego zakazu ze wstępem do lasu. Dobrze, że wróciło to do normalności i plus taki, że w lesie będzie można swobodnie oddychać ustami i nosem 🙂
Gratuluje. Nie łatwo zdobyć ten znaczek
Z mojego punktu widzenia to zależne jest od wolnego czasu i pogody. Akurat cały tydzień miałem wolny, a pogoda może nie była idealna, ale dosyć łaskawa. Poszło sprawnie 🙂