Pogoda jakoś wielce nie zachęcała do przejażdżki rowerowej, ale nie bylibyśmy sobą, aby chociaż nie spróbować. Postanowiliśmy wybrać się pociągiem do Kostrzyna, przeskoczyć przez granicę i spontanicznie pojeździć po terenach naszych zachodnich sąsiadów.
Padła propozycja Frankfurt nad Odrą. Dystans w miarę ok, a potem się pomyśli nad jakimś powrotem. Niemal przez całą drogę towarzyszyła nam mgła i to dość gęsta. Jednak nieco podniosła się wyżej i ledwo widoczne były fermy wiatrowe, których w Niemczech nie brakuje. W zasadzie to były widoczne, ale gdzieś do połowy stojących wiatraków.
Miejsce wypadków można upamiętniać na różne sposoby. Nie musi to być koniecznie znicz, który daje smętny nastrój.
Przejeżdżając przez Lebus zainteresował nas radziecki cmentarz. Niedawno został odrestaurowany i nie było mowy, aby nie przyjrzeć się temu miejscu bliżej. Pochowanych jest tam około 5 tysięcy żołnierzy, którzy zginęli podczas II wojny światowej.
Niektórzy zasłużyli na bardziej wyraziste miejsce pochówku.
Nazwiska zabitych żołnierzy, a to tylko jeden z pomników.
Sentencja na jednym z pomników. Nie będę się brał za tłumaczenie :p
Akcent militarny także musi być.
Droga do Frankfurtu szła nam bardzo sprawnie i przez miasto tylko przejechaliśmy, bo jakoś Niemcy nam się znudziły i przez most przeskoczyliśmy do rodaków, czyli do Słubic.
Frankfurt pięknieje.
Gdy ja w parku zastanawiałem się nad pomnikiem przedstawiającym owieczki…
… Gosia wybrała się na piesze zwiedzanie.
Postanowiliśmy, że na kołach wrócimy do Gorzowa. Pojawiło się kilka opcji, w tym przejazd przez Rzepin, ale ostatecznie przez lasy i wioski dotarliśmy do Ośna Lubuskiego. Głównie kierowaliśmy się szlakiem św. Jakuba.
Ostatnia faza powrotu była dość trudna, bo solidnie się rozpadało. Do tego doszły jeszcze ciemności, oślepiające światła samochodów. Jakoś do Nowin Wielkich dotarliśmy. Przemoknięci na maska i nigdy nie miałem tak wielkiej ochoty, aby wsiąść do pociągu. Na ten jednak trzeba było czekać z półtorej godziny, co było bez sensu. Szybciej wrócimy do Gorzowa, niż szynobus wyjedzie z dworca. Tak też się stało, bo gdy byliśmy na ulicy Kostrzyńskiej w Gorzowie to mniej więcej o tej porze pociąg opuszczał Nowiny Wielkie.