Wpis będzie trochę kryptoreklamą, ale robię to z czystą świadomością i co najważniejsze – przyjemnością. Zacznijmy jednak od początku. Wypad ten nie był planowany, pojawił się spontanicznie, w zasadzie jak większość naszych wypadów. Najpierw trzeba było zameldować się w Drezdenku i ucieszyła mnie myśl, że Gosia chce tam jechać na kołach. Nie byłoby to żadną sensacją, oprócz faktu, że trzeba było tam się zameldować po godzinie 9. Tak więc czekał nas wyjazd jeszcze w ciemnościach. Budzik stawa mnie na nogi o 4:20, by po godzinie 5 być już w drodze do Gosiaka.

Potem jazda przed siebie z myślą, że jakby coś nie szło to wsiądziemy w pociąg. Taaa… o ile ten nie minie nas na przejeździe w Starym Kurowie. Nie było już odwrotu, ale też nie było i stresu. Poszło nam bardzo sprawnie, mimo niesprzyjającego czasami wiatru.

Grupa 9 osób rusza w stronę Sierakowa. Celem są rozreklamowane bardzo kremówki. Czekało nas trochę kilometrów i przełykania śliny. Najważniejsze, że opady w nocy ustąpiły i niemal przez cały dzień towarzyszyło nam słońce. Na pogodę nie było prawa narzekać.


Miejsce w Radgoszczy, które upamiętnia dwóch obywateli radzieckich, którzy zostali zamordowani podczas ucieczki z obozu koncentracyjnego.


Dąb szypułkowy Józef, które w obwodzie mierzy około 840 cm.


Drzewo liczy w sobie ponad 230 lat.


Tacy my przy nim mali.


Ostatni pstryk i możemy jechać w końcu na te kremówki.

Do Sierakowa zostało już niewiele kilometrów i gdy meldujemy się na miejscu to w cukierni wita nas dość spora kolejka. Nie dziwią mnie takie ilości osób, bo jak zobaczyłem co mają w swojej ofercie… aż ślinka poleciała (nawet w tym momencie). Oczy latały mi dookoła głowy, a jak na złość byłem ostatni w kolejce. Kremówki niestety się skończyły, ale podniebienie mogliśmy zaspokoić wieloma innymi słodkościami. Numer jednej to ciasto francuskie za którym przepadam, mogę zabić. Smakowało wybornie. Rozreklamowane zostały także oponki, gdzie tam cały czas ubywały i została tylko jedna i wiedziałem, że zniknie zanim nadejdzie moja kolej. Na szczęście pani ekspedientka doniosła nowy zapas. Swoją drogą to bardzo miła obsługa i muszę także podziękować pani, która stała za mną w kolejce za opisy każdego produktu i polecanie… wszystkiego 😉
No i ceny, bardzo niskie.

W Sierakowie odłączamy się od grupy, bo niestety ona wraca w kierunku Krzyża, a mnie przeraziła myśl, że po raz kolejny stamtąd będziemy musieli wracać do Gorzowa. Dlatego zdecydowaliśmy się na wariant jazdy do Międzychodu i potem w kierunku Korbielewka, aby przez Puszczę Notecką przedrzeć się do Murzynowa. Z moich obliczeń wynikało, że ciemność dorwie nas gdzieś już pod koniec szutru i tak też było. Potem już bezpiecznie asfaltem w kierunku miasta. Wyszedł ładny wynik, no ale trzeba było spalić te wszystkie słodkości. Ba, nawet coś jeszcze udało dowieść się do domu.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *