Rano dzień zapowiadał się na przyjemny. Niebo może nie było przejrzyste, ale przez chmury dość często przebijało się słońce. Około godziny 12:00 zameldowałem się w gorzowskim Parku Górczyńskim. Odbywał się tam Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Upatrzyłem sobie pustą ławeczkę i od razu się na niej ulokowałem. Sam bieg nie był długi, bo zaledwie niecałe 2 kilometry. Chodziło głównie o uczczenie pamięci Żołnierzy Wyklętych.


W biegu wystartowały całe rodziny. Łącznie 250 biegaczy.


Można i na skróty.


Pani dojrzała aparacik, więc uśmiech musi być.


Jak to mówią, w kupie siła.


Akcent na zakończenie biegu, czyli wielka flaga.


No i po zawodach.

Bieg jak szybko się zaczął, tak szybko się skończył. Spotkałem
Piotrka, która także przebiegł trasę. Trochę sobie pogadaliśmy, potem pokręciłem się trochę wokoło, aż zaczęła padać mżawka, która potem przerodziła się w większy deszcz. Mi tam było już wszystko jedno i humor dopisywał, ale Gosiak dopiero co wsiadał na swojego dwukołowca. Celem kolejnym był Chróścik, bo tam Zakończenie ferii zimowych z nutką Off Roadu. Pogoda idealna na tego typu zabawy.

Przebić się przez to błoto to wyzwanie nie lada. Ciągle padający deszcz, więc większość imprezy przestaliśmy przy koksowniku, aby potem przenieść się na ognisko. Ogólnie była to uczta biesiadna, a w tle buczały samochody.


Buggy.


Aaaa, Rosjanie przyjechali po nas.


Deszcz umyje.


Jeszcze świeżutki, ale to nie potrwa długo.

Ogólnie odbywał się tam mini rajd. Każdy musiał pokonać dość wymagającą trasę na żwirowni w jak najkrótszym czasie.


Gotowy do startu.


Z górki to każdy potrafi.


Czas start.


Pod górę.


Kąpiel w błotku.

Dalszą część imprezy można zobrazować jednym zdjęciem:


Pieczona kiełbaska… ski.

Oprócz samochodów i jedzenie była także obecna grupa rekonstrukcyjno-strzelecka. Prezentowali sprzęt wojskowy w swoich ziemiankach. Pojawili się także strażacy i zaprezentowali pokaz. Dużo się działo, ale jak człowiek posadził tyłek przy ognisku to zbytnio odchodzić się nie chciało.


Offroadowe rowerki.

Do domu kiedyś wracać trzeba, więc ponownie przedarliśmy się przez bagno i w ciągle padającym deszczu dotarliśmy do Tesco. Gosia sobie skróciła drogę do domu, a ja pognałem w swoim kierunku. Przy okazji opady ustały.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *