Grudzień przywitał nas deszczową, wietrzną i trochę zimną aurą. Stąd też gdy wychodziłem rano na rower i coś tam mżyło to w głowie miałem myśl, że może warto unikać lasów? Hmmm… jest jednak Gosia… i to obecnie w fazie jak tu pięknie!, więc nieuniknione było, że władujemy się w las… pytanie było tylko… kiedy? 😉
Żeby uchronić się przed wiatrem to najlepszą opcją jest droga przez Łośno i Lipy w kierunku Dankowa. Dużo drzew, więc i spokojnie. Dotarcie do Barlinka bez większych przygód. W końcu z ust Gosi pada pytanie na które czekałem od początku dnia, czy może nie pojechać lasem?? W końcu się doczekałem 😉
Ostatnio przy ścieżce dookoła Jeziora Barlineckiego postawiono jakieś figurki. Postanowiliśmy je obejrzeć z bliska, ale udało nam się znaleźć tylko łabędzie. Znajdują się na samym początku trasy, więc było łatwo.
Jak tu nie wykorzystać łabędzi do wspólnego zdjęcia?
Szybki bieg i hop na ptaka… a jest na to kilka sekund.
Kawałek dalej już skręciliśmy źle… trudne początki, nie było łatwo. Potem trzymaliśmy się szlaku do czasu, gdzie postanowiliśmy nieco zboczyć i pojechać w nieznane. Odkryjemy trochę nowych terenów i tak się też stało. Dotarliśmy do ciekawych miejsc. Było trochę podjazdów i to dosyć konkretnych.
Chatka wiedźmy?
To akurat nie jest wiedźma z chatki… żeby ktoś się czasem nie pomylił, bo nie będę w stanie obronić przed kobietą :p
Wspólne zdjęcia, multum wycinek i trochę zwierzaków w tym pies, który chyba od dwóch tygodni nie opuszczał czterech ścian. Barlinecko – Gorzowski Park Krajobrazowy prezentuje się pięknie, ale jedno jest pewnie… kiedyś w końcu trafi się brukowaną drogę.
Rowery i siebie upapraliśmy konkretnie, ale dla takich leśnych przygód to na prawdę było warto. Powrót do domu tą samą drogą, już bez udziwnień.