Planu jako takiego na dzisiejsze kręcenie nie mieliśmy. Ciągle coś zmienialiśmy podczas jazdy, aż w końcu spojrzenie na mapę i padło na Rokitno. Jednak nie te w pobliżu Przytocznej, ale malutka wieś w zachodniopomorskim. Obok znajduje się jezioro o tej samej nazwie i ono było naszym głównym celem.


Przewalone drzewo na ulicy Srebrnej.

Wybraliśmy najłatwiejszy wariant dotarcia do Karska, a potem do miejscowości Kinice. Tam trzeba było znaleźć polną drogę i no zaczął się survival. Błoto, chaszcze, wszystko czego zapragnie miłośnik bezdroży. Jadąc tak ścieżką wzdłuż jeziora docieramy do fajnego miejsca, gdzie mogliśmy złapać nieco oddechu. Nieco się ochłodzić. Po takiej jeździe było to zbawieniem.


Jezioro Rokitno.

W grę nie wchodził powrót tą samą trasą, więc bezdrożami dalej. Czasami w gąszczu krzaczorów znikała droga. Tak jechaliśmy przed siebie i jakoś wyjechać się udało. Do samego Rokitna nie dotarliśmy. Zniechęciły nas te pola. Nie powiem, że łatwo i przyjemnie się jechało, a asfalt (asfalt… taa… płyty brukowe) były zbawienne.


Panienka z okienka.

Trafiliśmy w końcu na drogę Lipiany – Barlinek i już jechało się o wiele łatwiej. No chyba, że ponarzekamy trochę na wiatr ;p

Endo ładnie podziałało i pobiłem rekord rekordów. Maksymalna prędkość 323,07 km/h 🙂

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *