Niedawno z Gosiakiem założyliśmy kesz przy ruinach młyna nad Postomią. Krówkowy pojemnik, a u mnie w domu został krówkowy brelok. Musieliśmy tam wrócić, aby to zawieźć. Trochę czasu mobilizacja zajęła, ale dzisiaj nadszedł ten dzień.

Wybraliśmy podobną trasę, którą jechaliśmy do Krzeszyc w minioną sobotę. Spokojna droga przez wioski, potem nieco polnych ścieżek i lądujemy na wale. Tym samym mijamy cały ten zgiełk samochodowy.


Polną drogą w kierunku wału.

Trasę trzeba sobie urozmaicać, więc zjechaliśmy z wału i przebiliśmy się przez wioski. Trochę znajomego terenu, nieco mniej, aż w końcu na horyzoncie pojawiły się Krzeszyce. Tam odwiedziliśmy powstały niedawno park, który nosi imię Danuty
Inki Siedzikównej.


Lustereczko powiedz przecie, co to za wyjątkowa rowerzystka w tym świecie?


Pomnik upamiętniający „Inkę” To jej imieniem nazwany został niedawno stworzony park w Krzeszycach.

Potem już ruiny Młyna Górnego. Do kesza trafia krówka, a my rozkoszujemy się widokiem. Za każdym razem, jak tutaj przyjeżdżam pojawia się to WOW. Strasznie urokliwe miejsce. Łabędź, które za każdym razem spotykamy, myśli chyba tak samo.


Brelok krówka trafia do pojemnika.


Łabędź, stały bywalec tego miejsca.

Czasu nam zostało sporo, więc pojechaliśmy dalej niebieskim szlakiem rowerowym, aby potem skręcić w drogę pożarową, która wyprowadziła nas na DK22. Przez wioski na wał i w stronę Rudnicy, Kiełpina i z powrotem na
dwudziestkę dwójkę. Powrót mimo wkurzającego wiatru szedł sprawnie, więc dorzuciliśmy kilometrów jadąc przez Glinik i Deszczno.


W okolicach Krzemowa spotykamy tą samą rodzinę łabędzi, co dwa dni wcześniej w tym samym miejscu.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *