Jeden dzień, dwie duże imprezy. Trochę do głupie, ale jakoś trzeba sobie radzić. Wyjazd rano. Gosia melduje się o dziwo pierwsza na miejscu spotkania i obraliśmy kierunek na Kostrzyn nad Odrą, bo tam odbywała się kolejna edycji Dni Twierdzy Kostrzyn. Nie lubimy monotonności, więc wpadłem na pomysł, że fajnie byłoby pojechać wałem. Najpierw Kłopotowo, a potem już prosto przed siebie w kierunku Starego Miasta.
Gdzieś na wale. W tym miejscu kiedyś była miejscowość Niwka.
Ciuchcia przejeżdża przez most. Ale szał!
Impreza dopiero się rozkręcała i ludzie rozkładali się ze swoim sprzętem. Może byśmy zobaczyli więcej, gdybym nie pomylił Bramy Berlińskiej z Bramą Chyżańską. Trochę zwiedziliśmy Stare Miasto, skromniutkie muzeum z pamiątkami, porozmawialiśmy z panami od obsługi, jaką głupotą jest organizować dwie imprezy w jeden dzień no i ruszyliśmy w dalszą drogę. Na miejsce drugiego, dużego wydarzenia.
Zakazy, zakazy, zakazy.
Nas zakazy nie dotyczą.
Widok z tarasu.
Gosiak sprawdza poziom Odry.
No i poszła… widocznie potrzeba więcej pomiarów, aby ocenić stan poziomu wody.
Fotografka.
Taka ciekawa cegła. Jednym z dowódców Twierdzy Kostrzyn był Besitzern von Ziebingen.
Nad przepaścią.
Ładny widok.
Można powiedzieć, że na Bastionie Filip.
Czas wspomnieć o drugiej imprezie. To Oblężenie Chwarszczan 1433. W maju mieliśmy przedsmak na którym byliśmy (
Cofnąć się w czasie, poczuć klimat średniowiecza), ale tym razem miało być z o wiele większą pompą. Z racji tego, że w Kostrzynie nie za wiele zobaczyliśmy to czasu mieliśmy dużo. Tak więc zdecydowaliśmy się pojechać nieco dłuższą trasą, w kierunku Namyślina.
W Kaleńsku mały postój i odkrywany jezioro. Miejscowi mogą nazwać to jeziorem, bo jest plaża, ale tak naprawdę jest to woda z pobliskiej żwirowni. Miejsce jednak dość ładne i warto się zatrzymać na dłuższą chwilę.
Sztuczna plaża w pobliżu Kaleńska.
Staruszek odpoczywa.
Pomoczyliśmy nóżki, ale trzeba w końcu dotrzeć do Chwarszczan. Czas szybko ucieka i wydłużając drogę przez Namyślin możemy stracić nieco atrakcji. Kombinuję, jak tutaj skrócić drogę na Reczyce, a Gosia pewna siebie mówi, że gdzieś musi stać drogowskaz. Myślę sobie, jaka biedaczka jest naiwna… ech… po jakimś czasie wyłania się stary znak drogowy z napisem Reczyce, który prowadzi w polną drogę. Okazuje się, że tamtędy przechodzi jeszcze żółty szlak rowerowy. Szok, jak ona to robi?? Skąd ta pewność?? Kobieca intuicja??
Do Reczyc już niedaleko.
Chwarszczany to już rzut beretem i meldujemy się w pobliżu kaplicy. Tym razem cała średniowieczna wioska powstała za kościołem. Pochodziliśmy sobie między stoiskami, obejrzeliśmy pokazy (próba generalna bitwy oraz finałowe starcie), trochę posiedzieliśmy i grubo po godzinie 18 ruszyliśmy w drogę powrotną.
Próby do inscenizacji bitwy.
No i po zabawie w wojnę. Potem panowie, jak i koniec zostaną odziane w zbroję.
Średniowieczna wioska.
Można było oglądać, jak kiedyś wyglądała praca. Tutaj kowal.
A ten człowiek to nie wiem, czym się zajmuje.
A tutaj Gosiak 😉
Miód… coś mi to przypomina…
…aaa…miód pitny. Tym razem w blaszanym kubku.
Ubrać też trzeba się odpowiednio.
Kutasiki… smakowe 🙂
Rycerze i konie gotowe do wielkiej bitwy.
Podczas inscenizacji biegałem z lustrzanką Gosi. Bitwa ogólnie fajna, ale jak dla mnie trochę mało ludzi w tym uczestniczących. Zaledwie trzech rycerzy konnych (zaprezentowani na zdjęciu wyżej). Nie powiem, że było nudno. Dzień spędzony fajnie. Oto kilka zdjęć:
Droga powrotna przez Dargomyśl i Cychry i dalej na Kamień Wielki. Potem już w ciemnościach ścieżką rowerową, bo zawsze to bezpieczniej. Na kilkanaście kilometrów przed domem telefon już nie wytrzymał i się wyłączyć. Tak więc trochę kilometrów straciłem, ale ważne, że wspólnymi siłami dopisujemy do naszego wyzwania 28 wspólną setkę.