Nie lubię jesiennej pogody. Rano potwornie zimno (ledwo 2°C), a popołudniu znacznie cieplej. Po godzinie szóstej wyruszam do pracy z pozytywnym nastawieniem, bo później spotkam się  Gosiakiem i pokręcimy się po okolicy. Trzeba było przeżyć te pracowe godziny i około 14:30 spotykamy się w Kłodawie.

Planów jako takich nie ma i pada propozycja, aby przetestować drogę w kierunku Łośna przez las. Przy drodze na Barlinek stoi sobie drogowskaz, a nigdy tam nie wjeżdżaliśmy. Wita nas kostka brukowa i nawet pędzący z naprzeciwka szkolny autobus. Na szczęście jest pobocze i w miarę można sobie jechać. Pojawia się także zielony szlak rowerowy, który zaprowadza nas do Mszańca. Tył zwrot i wjeżdżamy z powrotem do lasu, w nieznane. Przecież jak jest wjazd, to musi być i gdzieś wyjazd. Takie mieliśmy podejście.


Ambona spotkana po drodze.

Trochę przeciwpożarówkami, trochę lepszymi ścieżkami i na sam koniec zarośniętymi drogami, gdzie spotkaliśmy nawet jelenia. Był dość blisko, ale szybko uciekł i potem gdzieś tam z oddali patrzył na nas, a my na niego. Kręcąc się tak po lesie, rozjeżdżając leśną roślinność lądujemy… no właśnie… gdzie?


Gosiakowy, specyficzny tryb fotografowania. Kijek obowiązkowy.

Przed nami jakieś mokradła. Spojrzenie za siebie, potem na siebie i decyzja przebijamy się. Co to tam dla nas. Gdzieś tam bokiem uda się dotrzeć do lasu. Gorzej było z jakąś rośliną, nie mam pojęcia co to jest, ale zostawiło dużo śladów w postaci małych kolców. Jak już przez te bagna się przedarliśmy to potem potrzebowaliśmy trochę czasu, aby te wszystkie kujące coś z siebie wydłubać. Jak zobaczyłem getry Gosi – normalnie jeżozwierz. Dobre humory nas nie opuszczały. Znając nas to pewnie byśmy tą walkę z podmokłym terenem powtórzyli.


Przez takie mokradła się przedarliśmy. Tak to tylko my potrafimy.

Ważne, że dotarliśmy do drogi, która potem wyprowadziła nas na kostkę brukową prowadzącą do Moczydła. My wybieramy wariant w kierunku Lip. Potem dalej na Santoczno, by lasami, już szlakami rowerowym, przedrzeć się w kierunku Gorzowa.

W domu już na spokojnie mogłem obejrzeć mapę i okazało się, że te mokradła to tak na prawdę Jezioro Suche. Nazwa adekwatna, ale na Endomondo fajnie to widać. Jezus przy nas wymięka, bo my po wodzie chodziliśmy z rowerami 🙂

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *