Już wcześniej wspominałem że jestem pod wrażeniem, jak sprawnie idzie nam jazda mimo późnej pory rozpoczęcia. Gosia była po nocce i z niepewnymi planami popołudniowymi. Ja po pracy naładowany przez te godziny, bo na szczęście rano mieliśmy pogodę – co tu dużo mówić – letnią. 10°C po szóstej godzinie w porównaniu z 2°C jeszcze kilka dni temu. Rewelacja.

Wracając. Gosiak się ogarnia, ja mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia, więc się spotykamy o 14:30. To znaczy ja przyjeżdżam na miejsce. Reszta to standardowe procedury, ale dużo powie to, że wyruszyliśmy o 15, albo nawet i kilka minut po.

Przeglądałem sobie mapy keszów, bo od czerwca w tym kierunku nic nie działałem. Pojawiło się kilka w okolicy, więc miałem plany je wyłapać. Pierwszy przystanek przy dawnym cmentarzu niemieckim w Santocku. Miejsce obfotografowane przeze mnie niejednokrotnie. Gosia je poznała. Mimo, że bardziej na widoku być nie może.


Wyłapany keszyk. Ja, jako pierwszy znalazca 🙂


Ale poświata. Takie zdjęcie nie mogło wyjść przypadkowo.

Dalej jedziemy w kierunku Sosen. Wpadamy na zielony szlak rowerowy i przez las obok jezior docieramy do Mosiny. Ławeczka przy kościele. Ledwo zsiadłem z roweru, a Gosia już pod nią nurkuje szukając mikrusa. Ławka przemacana, ale niestety nic nie zaleźliśmy. No trudno. Bywa i tak. Poszliśmy jeszcze zobaczyć kościół z bliska, ale zaciekawiło nas całkiem coś innego.
No może coś, to nieodpowiednie określenie.


Niedługo każda koza w okolicy będzie nas znać.


Każdy miał swojego zwierzaka, a dzieci musiały cierpliwie czekać.

Odstąpiliśmy dzieciom zwierzaki, niech też mają radochę i przez las pojechaliśmy w kierunku Sosen. Nawet nie zdążyliśmy wyjechać z Mosiny, a goniło nas stado gęsi. W taki sposób, że bardziej to nas rozbawiło, a właściciel nie za bardzo wiedział, co z nimi zrobić.

Zrobiliśmy jeszcze krótką przerwę na pobliskich torfowiskach. Szkoda, że słońce się schowało za chmurami, bo przez moment dawało fajne odbicie.


Torfowisko.

Dalej już standardowo przedarliśmy się do miasta. Ciemności już bardzo szybko przychodzą. O godzinie 19 jest już tak ciemno, jakby była przynajmniej 23. Największy minus jesieni, a jeszcze przyjdzie zmiana czasu. Ważne, że my sobie ładnie radzimy i jak bardziej się zmobilizujemy i poświęcimy więcej czasu to i 100 km uda się zrobić.

Dzisiaj obchodziliśmy z Gosią też mały jubileusz, bo to nasza 100 wspólna wycieczka! 🙂

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *