Minęło trochę czasu, kiedy to poważniej kręciłem. Pogoda nie dopisywała, a do tego doszedł splot innych wydarzeń. Ciężko było się zgrać z Gosią, ale nadarzyła się okazja i to taka trochę wymuszona. Ona po nocce, kiedy to na kolejny dzień musi iść na rano. No ale to twarda dziewczyna. Spotkaliśmy się z samego rana. Pobudka o 5:40, by na spokojnie po godzinie 7 zameldować się na miejscu. Przy okazji przetestowałem nową drogę rowerową przy otwartej niedawno Galerii Manhattan. Nazwałem ją Gosiakówką, bo dzięki niej łatwiej i szybciej dostać się na miejsce spotkań z Gosią.
Pogoda to istny kontrast. Ciemno, zimno i do tego doszła mgła. Jednak z godziny na godzinę robiło się coraz lepiej i potem już mogliśmy łykać promienie słońca. No może trochę dokuczliwy był wiatr na powrocie, no ale to też przeżyliśmy. Jak na jesień to aura sprzyjająca.
Pierwszy postój w Santocku, bo w tamtejszej sikawce konnej ukryty jest kesz. Przemacaliśmy maszynę z każdej strony i żadnego mikrusa nie namierzyliśmy. Szkoda marnować czas, więc jedziemy dalej. Spróbujemy przy innej okazji, na spokojniej. Jazda szła nam bardzo sprawnie i wiedziałem, że Gosiak wróci do domu o stosownej porze. Będzie mogła spokojnie się wyspać. Zwłaszcza, że jest zmiana czasu, na jej korzyść.
Wspomniana sikawka konna.
Przed wsią Dalsze zauważamy niebieski szlak rowerowy. Będzie okazja wrócić w te rejony, aby sprawdzić, gdzie prowadzi. Rzut na mapę mniej więcej coś podpowiedział, ale to trzeba się o tym przekonać na własnej skórze.
Przy niebieskim szlaku rowerowym.
Jesień, czy może wiosna?
Kiedy odzyskałem swojego Prosiaka postanowiłem go zawieźć do
Pszczelnika. Wtedy sobie obiecałem, że zrobię to na wiosnę no i tak czas
minął (prawie rok).
W końcu udało się zrealizować ten plan. Moja świnka trafia do pojemnika, a w rękach ląduje inny geokret. Uzbierało się ich trochę i trzeba już zacząć je wywozić do jakiś ciekawych miejsc.
Prosiak, to dzięki niemu odwiedziliśmy Pszczelnik.
Pomnik Lotników Litewskich.
Cofanie nie jest w naszym stylu. No chyba, że zgubimy drogę, ale to inna bajka. Spojrzenie na mapę i postanawiamy skorzystać z pieszego szlaku. Korzenista ścieżka wzdłuż jeziora. Przepiękne widoki, no ale oczywiście gubimy oznaczenia i lądujemy na DK23. Nie ma co jednak żałować, bo zobaczyliśmy fajne miejsca, nawet szlak rowerowy. Na pewno tam wrócimy, aby temu przyjrzeć się dogłębniej.
Jezioro Zielin.
Nie ma co już kombinować z trasą. Skręcamy na Dolsk i lasem w kierunku Brzeźna. Tak nawigowałem, że nieco przestrzeliliśmy. Wyjechaliśmy jakąś przeciwpożarówką w okolicy Gajewo, więc dużo przed planowanym Brzeźnem. Ważne jednak, że na terenach znanych, więc błąkać się nie będziemy.
Ostatnie spojrzenie na jesienne barwy.