Pojawiły się już minusowe temperatury, ale na szczęście tylko z samego rana. Trzeba to jakoś przeboleć, a potem cieszyć się z pełnego słońca. Jakoś tak dzisiaj wszystko szło ociężale. Powodów było kilka (mało to jest istotne), ale coś udało się konkretniej pokręcić. Plany były, ale skończyło się na spontaniczności i jeździe przed siebie.

Najpierw trzeba było przebić się przez miasto. Jeżeli już musimy to chciałem się przyjrzeć dwóm rzeczom. Pierwsza to rzeźba na skwerze przy dawnym Empiku, która poświęcona została pisarce Chriście Wolf, mieszkańce Landsberga.


Rzeźba nie przedstawia jednak niemieckiej pisarki, ale bohaterkę jednej z jej książek.

Druga rzecz to także rzeźba. Moim skromnym zdaniem, o wiele bardziej atrakcyjna. Autorki
Janusza Plażowicza z bulwaru (został niestety zniszczony i zabrany do naprawy) stworzyły jego żonę. Helena Poznanianka patrzy przez okno w galerii Terminal08. Wygląda jak żywa i można się zdziwić, że ktoś nas obserwuje.


Helena Poznanianka wypatrująca Janusza, który kiedyś musi wróci z renowacji.

Gorzów pozostaje za nami i bocznymi drogami przedarliśmy się do Glinika, a tam przywitał nas koń. Wielki koń, pociągowy. Kawał zwierzęcia nieparzystokopytnego. Bardzo fajnie nas przywitał, wyślinił.


No hej!


Pamiętaj, że koń ma długi język. O zębach już nie wspomnę.

Ostatecznie wylądowaliśmy w krzeszyckim lesie. Droga przeciwpożarowa, ale ja wpadam na pomysł, aby sobie ją skrócić. Nawierzchnia zmienia się w fatalną i jedynym ratunkiem był powrót w kierunku asfaltu. Tyle było naszego jeżdżenia po lasach. Ogólnie coś mi nawigowanie nie szło. Na powrocie zamiast skręcić w polną drogę (dobrze o tym wiedziałem) postanowiłem pokierować nas prosto i wylądowaliśmy przed kanałem i możliwości przedarcia się na drugą stronę. Beznadzieja. Trzeba było się cofać.


Las w okolicach Krzeszyc.


Gdzieś w polu.

Koniec końców wróciliśmy do miasta. Pożegnaliśmy się przy Stacji Rozstania i nawet o przyzwoitej porze zameldowałem się w domu. Fajnie, że przez prawie cały dzień dominowało słońce i wcale tak zimno nie było.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *