Przepiękna wiosenna pogoda i postanowiliśmy w końcu sprawdzić dokąd dokładnie prowadzi niebieski szlak rowerowy, który zaczyna się w Krzeszycach, a dokładniej niedaleko Ruin Młyna Górnego i Naszej Krówki. Wioskami dotarliśmy do wspomnianej miejscowości i nie było możliwości, abyśmy nie zajrzeli do kesza. Ma się bardzo dobrze i wrzuciłem tam dwa geokrety. Niech idą w świat. Przy okazji utrwaliliśmy sobie, jak w przepięknym miejscu schowaliśmy pojemnik. Uśmiech pojawi się na twarzy, gdy samotny łabędź pływający po rozlewiskach Postomii nie był już taki samotny.
Boćki wiedzą najlepiej. Wiosna!!
Krówka ma się bardzo dobrze i czeka na kolejnych Znalazców.
Wspomniany łabędź, który znalazł swoją drugą połówkę 🙂
Musieliśmy w końcu zostawić to atrakcyjne miejsce. Kierowaliśmy się niebieskim szlakiem, który zaprowadził nas do miejsca, gdzie w zeszłym roku dotarliśmy jadąc żółtym szlakiem. Jest to skrzyżowanie kilku szlaków. Tym razem wybraliśmy nieco inną drogę, która i tak miała nas zaprowadzić do Sulęcina. Po drodze czekało nas trochę atrakcji.
Trochę kostki brukowej, ale największym wyzwaniem było nie rozjechać żab. Zaczął się okres godowy, czy coś, bo mnóstwo i wyszło. W drodze nad jezioro Głębokie to już było ich więcej niż kamieni.
Jeżeli każda żaba ma zostać sfotografowana to nie wyjedziemy stąd do wieczora.
Weź tutaj takiej nie rozjedź, jak zlewa się z otoczeniem.
Gosia zagubiona nie wie za którą żabą biec.
Przerwa nad Jeziorem Głębokim. Jednak w moim ujęciu jest to staw zdominowany właśnie przez żaby.
Legenda dotycząca tego miejsca.
Jezioro z innej perspektywy.
Napatrzeliśmy się na żaby, ropuchy i inne podobne płazy. Na szczęście żadnej nie rozjechaliśmy. Kawałek dalej zainteresowała nas leśna ścieżka, która zaprowadziła do użytku ekologicznego. W tle było słychać żurawie, które zamieszkały na bagnach.
Jedne, wielkie bagna rozciągające się po horyzont.
Koniec końców wylądowaliśmy w Sulęcinie. Szyba decyzja, że jedziemy dalej EuroVelo R1 w kierunku Lubniewic. Po drodze spotykamy mnóstwo rowerzystów. Widok ten wcale nie dziwi, zważywszy że pogoda świetna, a i szlaków rowerowych jest sporo, nie mówiąc już o przepięknej okolicy.
W Lubniewicach odwiedziliśmy jeszcze Park Miłości, a może bardziej skróciliśmy tamtędy drogę i w kierunku Gorzowa. Z racji tego, że ciągle było nam mało to trasę jeszcze sobie wydłużyliśmy przez Glinik. Może to i lepiej, bo w Deszcznie mieliśmy okazję spotkać francuskiego pieska. Tak go nazwałem, bo to mój pierwszy w życiu napotkany czworonóg, który pogardził pasztetem. Od właścicielki dowiedzieliśmy się, że psiaka jest trudno nakarmić, bo gardzi wieloma rzeczami.