Sobota zapowiadała się pogodowo świetnie. Mimo, że dokuczał wiatr to dla nas nie był on zbyt dużym zmartwieniem. Trochę pomęczy na początku dnia, a później jakby nawet miał się nasilać to my go będziemy mieć na plecach. Gorzej miał Marek z Wiesławem, którzy do Barlinka przyjechali na kołach… droga na zachód, a wiatr zachodni.

Grupa zwiększyła się do 8 osób i teraz mamy pary damsko-męskie.

Wyjazd opóźniony, bo dzięki uprzejmości Pani z Informacji Turystycznej otrzymaliśmy liczne mapy. Nie miałem możliwości odebrać ich wcześniej, więc poprosiłem znajomego, aby je dla mnie przechował. Wystarczyło je od Niego odebrać, a pracuje od 10.

Mimo, że byliśmy po śniadaniu to nie mogło zabraknąć wizyty w Hotelu City Park Barlinek. Ich Markowe Lody zdominowały miasto i nie ma opcji, aby tam nie zawitać. Zważywszy, że mimo rosnących cen ich solidne porcje utrzymują się na tym samym poziomie – pod względem wagowym, jak i cenowym.

Przydługi wstęp pora ruszać. Przejedziemy się ponownie drogą R20, ale tylko odcinkiem 6-kilometrowym w kierunku Dzikowa. Droga przez pola, w zasadzie prosta. Wydawać się może, że zbyt wiele na niej się nie dzieje. Nic bardziej mylnego. Gosia weszła na ambicje miejscowemu cykliście, którego duma nie pozwoliła na to, aby kobieta go wyprzedzała. Z Honoratą wyścig oglądaliśmy z tyłu, ale tyle co się naśmialiśmy to pewnie było słychać kilka kilometrów dalej. Ostatecznie miejscowy sobie przypomniał, że w zasadzie musi skręcić – oj ostro Gosia podrażniła jego ego. Wyścigi zostawmy na inny czas, my tutaj przyjechaliśmy w celach turystycznych.

Pierwszy przystanek w Dziedzicach. Miejscowość pojawiała się na blogu nie raz i powiązana jest z historią Woldenberczyków. Mamy dwa historyczne miejsca w postaci folwarku oraz mogiły. W necie bez problemu można znaleźć informacje na ten temat i dlatego nie będę tutaj kopiował tekstu.

Bruku na razie nie widać, ale jakość dróg pozostawia wiele do życzenia. My kierujemy się do miejscowości Jarząbki. Grupa to tam wielkiej uwagi do nazwy nie przykuwa, ale dla mnie to ważna sprawa. Dorzucamy kolejną zwierzęcą nazwę miejscowości.

Tydzień wcześniej byłem na małym rekonesansie, po szukałem jakiegoś przecinki przez las. Natrafiłem na nowo powstała przepiękną szutrówkę. Droga idealna, ale niestety jeszcze nie skończona.

Szutry klasy premium.

Z szutrem musimy się pożegnać. Wracamy na asfalt i tutaj obracamy się już w kierunku wschodnim. W zasadzie w lesie wiatr już nie był odczuwalny, ale teraz to już będzie nam tylko pomagał.

Wioskami kierujemy się w stronę Przelewic. Ogrodu Dendrologicznego nie odwiedzimy, bo tam na zwiedzanie trzeba poświęcić kilka godzin. W zasadzie teraz i tak całość jest w remoncie. Nam wystarczył sklep i lody 😀

Przez miejscowości przelatujemy jak TGV. Na trasie mieliśmy dużo folwarków (większość jest teraz w prywatnych rękach), pałacyków (w tym elektryczny w Laskowie), czy ruin kościołów (w Płońsku oraz Równie). Gdzieś tam udało się poskakać po cegłach, czy pocałować bramę w przypadku Ścieżki Tradycji Pszczelarskiej w Płońsku.

Ważniejszym przystankiem był jednak rezerwat przyrody Skalisty Jar Libberta. Parę lat już tego miejsca nie odwiedzaliśmy. Kiedyś jeszcze wraz z Gosią zjechaliśmy tym 700-metrowym wąwozem w dół po kamieniach. Teraz nie ma takiej możliwości, ponieważ jest za dużo powalonych drzew. Pozostał rekonesans pieszy.

Jeżeli ktoś tęsknił za brukami to będzie ich miał teraz pod dostatkiem. Jar ominiemy z lewej strony w ładujemy się do Barlineckiego Parku Krajobrazowego (czyt. bruk). W zasadzie spokojnie ten fragment można ominąć i zjechać asfaltem w dół (można się poczuć, jak w górach), ale omija się wtedy przepiękne widoki…

… jak np. ekologiczny fotoradar.

Nie wiem, czy ktoś liczył ile tych kilometrów bruku było, ale pewnie więcej niż wczoraj. Do tego utrudnienia w postaci krowich min. Widoki wynagradzały wszystko. Sprawnie poszło, bo do Barlinka wróciliśmy przez Pełczyce, gdzie była możliwość brukowego zjazdu w kierunku Żydowa i dalej na Barlinek. Dystans były krótszy, ale my postawiliśmy na asfaltowy dłuższy wariant. Co prawda ominęliśmy szlak młynów (w tym popularną Papiernię), ale za to mogłem pokazać Pełczyce od strony jeziora, a szlak rowerowy R20 przejechaliśmy według oznaczeń 🙂

Wczoraj głazy, dzisiaj drewno zapewniało wiele radości.
A rzepak kwitnie dalej.

Czeka nas ostatnia noc spędzona w apartamencie, a jutro powrót do domu.

Udostępnij:

Komentarze

  1. Ale super się to czyta,dziękuję Ci Adrian,że zorganizowałeś nam tę wycieczkę,a teraz jeszcze tak pięknie i z humorem to opisujesz,możemy na nowo to przeżywać

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *