Poranny wyjazd opóźnił nieco deszcz, który pojawił się nagle i niespodziewanie. Musieliśmy trochę odczekać, a po drodze chować się m.in. na myjni. Może tam wilgotność jest podobna, ale przynajmniej nie kapie na głowę 😀
Zanim jednak wyjechaliśmy z miasta do spontanicznie wpadliśmy do Parku Wiosny Ludów, gdzie Inneko wraz z Radiem Gorzów rozdawało upominki. Taka akcja w ramach 30-lecia firmy Inneko. Jednego byłem pewny, że jak tam zawitamy to na pewno wylądujemy na antenie. Prowadzący Pan Daniel jest wielkim sympatykiem rowerów, a my się wyróżniamy z daleko. W radiu na żywo byliśmy, ale na szczęście Gosia przejęła prym w mówieniu, a ja tam coś tylko dodawałem. Myślę, że wyszło całkiem spoko.
Było miło, ale czas opuścić metropolię. Za cel wybraliśmy Lubniewice. Dawno nie jechaliśmy szutrówką z Glinika i najwyższa pora to nadrobić.
Pogoda wręcz idealna, bo może z rana popadało, ale potem temperatura wskoczyła powyżej 20 kresek i towarzyszyło nam słońce. Wiatr nie był jakoś wielce przeszkadzający.
Nie ujechaliśmy za wiele kilometrów, gdzie natrafiliśmy na kolejne zwierzaki do fotografowania.
Z tą gąsienicą wiąże się ciekawa akcja, bo okazało się, że nie jest to jedyny okaz. Obok wędrowała taka mniejsza wersja i Gosia uznała, że one są razem i należy je przetransportować w jedno miejsce. Uruchomił się w niej humanitaryzm i nie zważając na nic wzięła małą gąsienice w ręce i położyła przy dużej. Jakbyś zbytnio nie były sobą zainteresowane.
Potem się okazało, że tych mniejszych osobników jest znacznie więcej 😀
Zawitaliśmy nad Jezioro Lubiąż i z początku wydawało się tam bardzo spokojnie, ale naszło ludzi, co jednoznaczne jest z opuszczeniem przez nas plaży. Lody z auta zamknięte, ale na ratunek przyszły kręcone z rynku.
W Lubniewicach pojawiły się nowe rzeźby z postaciami z bajek.
Zastanawia mnie ile tak na prawdę osób kojarzy tę bajkę. Większość pewnie wie, że takowa jest, ale nie jest w stanie jej streścić. Większość historii o złotej rybce bardziej związane jest chyba z dowcipami.
Jakie bajki znajdują się przy konkretnych rzeźbach pozostawiam osobom, które odwiedzą Lubniewice.
Wracać tą samą drogą nie chcieliśmy, więc padło na Jarnatów, Miechów i dalej na Kołczyn. Mimo dosyć późnego wyjazdu jechało nam się bardzo dobrze to postanowiliśmy wałem pojechać w kierunku Świerkocina i dalej wioskami do Witnicy.
Sporo czasu na wale zabrały nam bociany i rolnik koszący trawę. Ta harmonia człowiek-zwierzę. Tylu bocianów na metrze kwadratowym to chyba nie ma nawet w Kłopocie.
Moglibyśmy tak stać i się wpatrywać w nieskończoność. My jako ludzie dużo możemy się od bocianów uczyć. Tutaj nikt niczego sobie niczego nie wyrywa (tak to nawiązanie do promocji w sklepach), nie atakują się nawzajem, a tym bardziej nie klekotają na siebie. Jest harmonia – rewelacja.
W Witnicy zatrzymaliśmy się jeszcze na lodach. Co prawda rzuciliśmy się na pustą lodówkę Hotelu Witnica, która stała przed budynkiem. Bardzo to mylące i najwyższa pora ją zapełnić! Do Gorzowa wróciliśmy bez większych kombinacji.
Wpadło 137 kilometrów i odświeżyliśmy sobie dawno nieuczęszczane drogi 🙂