Piątek przywitał nas bajeczną pogodą. Przez noc napadało jeszcze więcej śniegu, więc już z samego rana słychać było z każdej strony intensywne odśnieżanie. Ponadto niebo zrobiło się bezchmurne i przywitało nas słońce, a wiatr ucichł.
Plan na dzisiaj to kierunek Hala Izerska i schronisko Chatka Górzystów. W lipcu podczas rowerowego pobytu w okolicach Świeradowa-Zdrój mieliśmy w planach tam zawitać. Wybraliśmy jednak wariant podjazdu pod Stóg Izerski i na schronisko zabrakło czasu. Teraz jest szansa to nadrobić.
Plan trasy nakreślony i ruszamy w kierunku nartostrady. Największym problemem będzie ją przeciąć. Na szczęście z rana nie ma tam zbyt wielkiego ruchu.
Słońce szybko zweryfikowało ubiór i po pierwszym podejściu szybko część garderoby ląduje w plecaku 😀
Jak wspomniałem wcześniej, napadało trochę więcej śniegu i spacer nie był wcale łatwy. Trzeba było trochę popracować nogami, ale gdy patrzyłem na napotkanych narciarzy to wydaje mi się, że Ci mieli o wiele gorzej.
Trasa na sporym odcinku była dla mnie znana z rowerowych wojaży tutaj. Fajnie było zobaczyć ją w zimowej aurze.
Szło się bardzo przyjemnie i w zasadzie najwyższy wzniesieniem dzisiaj będzie Rozdroże pod Kopą, ale nie przekroczymy 1000 m n.p.m. Najpierw jednak odwiedzimy Polanę Izerską. Potem zejdziemy w dół, aby ponownie się wdrapać na górę. Już wtedy wiedziałem, że czeka nas ostra walka ze śniegiem po kolana.
Chatka Górzystów znajduje się na otwartej przestrzeni i rzeczywiście dużym błędem byłaby wizyta tam wczoraj przy dużym, zimnym wietrze. Teraz było dosyć zimno, a pogoda wcale taka zła nie była. Trzeba było szybko się przebić do ciepłego schroniska.
Ogólnie w tym miejscu krzyżuje się wiele szlaków, w tym wiele narciarskim i ruch tutaj jest dosyć spory.
Chatka Górzystów to bardzo przytulne miejsce z mega sympatyczną obsługą. Zdjęć środka nie będzie, bo trzeba to zobaczyć na własne oczy. Z czego to miejsce się wyróżnia? Przede wszystkim naleśniki biszkoptowe… wielkie naleśniki biszkoptowe. Jeżeli ktoś nie przepada na grzańcami to tutaj ma do wyboru specjalny specyfik w postaci kakao z rumem.
Ruszamy dalej. Zakreślimy kółko i z powrotem wrócimy na Polanę Izerską. Na początku szlak pieszy (połączony z rowerowym) prowadzi nas lasem i jest bardzo sympatycznie.
Śniegu jest tyle, że trzeba iść wydeptanym już częściowo śladem. Zejście trochę w bok kończy się zakopaniem w śniegu po kolana. Nie ma opcji, aby gdzieś zejść, np. za potrzebą.
Mimo śniegowego utrudnienia tempo mamy na prawdę fajne. Gdy zakręciliśmy kółko to odbiliśmy na szlak pieszy, który wyprowadzi nas na obrzeża Świeradowa-Zdrój.
Do miasta docieramy od spopularyzowanej ostatnimi czasu wieży Sky Walk. Wyróżnia się ona tym, że na samej górze jest szklany taras. Może gdzieś tam chęć zobaczenia tego z bliska była, ale najbardziej zniechęcają bilety. 49 zł? Wolę już skorzystać z naturalnych wzniesień 🙂
Udało nam się natrafić na całkiem przytulną restaurację. Potem zakupy i tym razem nie było szans na podjechanie autobusem. Szybciej dotrzemy do domu, niż ruszy kolejny kurs, który nas raptem podwiezie kilometr z hakiem.
To, że trzeba iść cały czas pod górę nie jest większym problemem. Gorzej to harmider miejski. Jednak Świeradów-Zdrój i tak jest bardzo spokojny w porównaniu ze Szklarską Porębą, czy Karpaczem.
Przechodząc już w ciemnościach obok wieży widokowej na Młynicy, którą wczoraj odwiedzaliśmy naszła mnie myśl, aby się na nią władować. Pozostali członkowie ekspedycji nie byli zainteresowani moim pomysłem. Do noclegu pozostał kilometr, więc oni wrócili razem, a ja wręcz musiałem zobaczyć, jak panorama miasta prezentuje się w ciemnościach.
Jedynym problemem na wieży był wiatr. Znajduje się ona na otwartej przestrzeni, a trochę zaczęło podmuchiwać. Podmuchiwać… to może mało powiedziane, bo prawie co nie zdmuchało mi rękawiczki, kamerę, a nawet aparat. Trzeba było nieźle trzymać się na nogach, gdy akurat były porywy wiatru.
Jakim aparatem robiłeś te fotografie? Piękne ujęcia, kadry, szczegóły, tony, ostrość 👍 i relacja także wyborna 🙂
Nie ma szaleństwa – Panasonic Lumix DMC-TZ70.