Druga runda w ramach tegorocznego sezonu Zachodniej Ligi MTB to ściganie w Gorzowie Wielkopolskim w formule XC. Park Zacisze, a w zasadzie Góra Kozacka to moim zdaniem jedna z lepszych tras. Z racji tego, że na miejsce zawodów mam bardzo blisko to nie trzeba było jakoś wielce kombinować z dojazdem.

W roli kibica pojawiła się Gosia, która przygarnęła moje manatki do swoich sakw. Gdy ja będę wypluwał płuca na podjazdach Gosia będzie cierpliwie czekać. W zasadzie tak myślałem, ale było jej wszędzie pełno. Biegała po całym parku. Miałem okazję zobaczyć co ona w ogóle robi, gdy ja się ścigam. Dzieje się tam u niej sporo, nawet więcej niż u mnie.

Wyposażona w aparat i kamerę będzie moim Najwierniejszym Kibicem. W zasadzie to chyba jedynym, ale zdecydowanie potrafi zastąpić wiele osób naraz 😉

Ostatnie poprawki przed startem.

Do pokonania mamy cztery okrążenia plus rozjazdówka. Ta jest pod górę i wpadamy gdzieś w połowie pierwszego okrążenia. Jakby tak przeliczać to musimy przejechać cztery i pół okrążenia. W tym roku nie ma dubli. To znaczy są, bo na pewno liderzy nie jedną osobę z końca stawki wyprzedzą. Każdy jednak musi przejechać pełny dystans. Nie będzie zdejmowania z trasy podczas dubla. Wiadomość, która zapewne ucieszyła nie jednego 😀

Moje miejsce jest bliżej końca, więc tam sobie staję. Idealna rozjazdówa (jest pod górę) pozwala trochę przebić się do przodu. Oczywiście muszę mieć pecha i gdy już wdrapaliśmy się na górę, znaleźliśmy na trasie to ktoś zalicza upadek. Nie wiem co tam się wydarzyło, ale było na tyle wąsko, że zrobił się korek. Niektórzy byli tak zdenerwowani (tudzież naładowani adrenaliną), że zamiast pomóc biedakowi to wykopali mu bidon na bok trasy, bo akurat leżał na środku i przeszkadzał.

Sobie jedziemy.

Pod koniec pętli mamy taki techniczny podjazd. Stromo i po korzeniach. Trzeba wybrać odpowiednią ścieżkę albo mieć na tyle siły, aby po tych nierównościach się przepchać. Oczywiście ktoś nie daje rady, musi się wypiąć i cała gromadka za nim musi prowadzić rowery. Nie ma szans ruszyć tam z miejsca. Tak więc mamy spacerek.

Po rozjazdówce stawka się porozciągała, że zrobiło się o wiele spokojniej. Miałem parę osób przed sobą, ale bardzo szybko się z nimi uporałem i potem już pozostała samotna jazda. Jechało się bardzo fajnie i z kilometra na kilometr osoby za mną znikały na horyzoncie, a Ci przede mną się przybliżali.

W międzyczasie mogłem obserwować biegi przełajowe Gosi, która na azymut pokonywała wzniesienia parku. Przed sekundą znajduje się przy starcie, by za chwilę być już u góry. Biegała szybciej niż ja pokonywałem wzniesienia 😀

Jak już wspominałem to jechało mi się bardzo dobrze. Złapałem swój rytm i w zasadzie nie miałem za plecami żadnego zagrożenia. Mogłem się skupiać na zawodnikach, którzy jechali przede mną, bo była szansa trochę powyprzedzać.

Dlatego moje zdziwienie było duże, gdy kończyłem drugie okrążenie, a ktoś mnie nagle wyprzedza. Gosia krzyczy, żebym się nie dawał to ja dzielnie siadam na koło i ciśniemy pod górę.

Skąd On się tutaj wziął?

Gdy odczułem na sobie tempo tego zawodnika i że krzyczy do jadących przed nim, aby ustąpili to dopiero załapałem, że to jest lider wyścigu i że zostałem właśnie zdublowany. Jednak co przejechałem na kole to moje 🙂

Na trasie mamy zjazd, który kończy się zeskokiem z krawężnika i zaraz podjeżdżamy na drugi. Jest tam zrobiony ładny wjazd, ale trzeba w niego odpowiednio trafić… no właśnie 🙁

No niestety. Wjechałem na niego spod złym kątem i tylne koło po prostu się ześlizgnęło i z impetem uderzyło o krawężnik. Przebita dętka i koniec wyścigu. Nie było sensu bawić się w wymianę, bo wyścig jest za szybki i prędzej wszyscy zameldują się na mecie niż ja dokonam wymiany. W ogóle to nawet o tym nie myślałem, bo zapasu ze sobą nie wziąłem.

Tak, czy siak wyścig nie ukończyłem. Jest to mój pierwszy raz, kiedy nie dojechałem do mety. Bywa i tak.

Gosia została na miejscu, a ja potulnie odprowadziłem rower do domu, przesiadłem się na drugi i wróciłem na miejsce zawodów. Planowaliśmy z Gosią trochę jeszcze pojeździć, ale chciałem zobaczyć chociaż jedno okrążenie dystansu Mini, które startowało później. Skończyło się na tym, że przebiegaliśmy po parku cały wyścig 🙂

Udało się też spotkać znajomych. Krzyśka, który właśnie startował w Mini, a w zeszłym roku fajnie rywalizowaliśmy w Mega oraz Gosię, która także startowała w Zachodniej Lidze MTB.

Z racji tego, że rywalizacji nie dokończyłem to razem z Gosią trochę jeszcze się pokręciliśmy po lasach i wpadło jeszcze z 80 kilometrów.

Wspomniałem, że Gosia wyposażona była w kamerkę. Udało się zebrać trochę materiału i zmontować taką chaotyczną relację z zawodów:

https://youtu.be/1hVC3iRBxH0

Bardzo chciałbym podziękować Gosi za wsparcie, doping i porady trenerskie. Wielkie dzięki 😉

Udostępnij:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *