Jeżeli w ciągu dnia ma padać deszcz to na pewno zacznie, gdy posadzę swój tyłek na siodełku. Nie inaczej było tym razem. Dojazd do Gosi w opadach deszczu, potem nieco się uspokoiło, aby potem ponownie się rozpadało. Tak opady mniejsze i większe towarzyszyły nam aż do Barlinka. Na szczęście było w miarę ciepło i nie mieliśmy prawa narzekać.

Po dotarciu do miasta totalnie się rozpogodziło. Wyjrzało słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Na tyle przyjemnie, że ptactwo przy jeziorze bardzo się ożywiło. Tak samo jak my przy automacie bokserskim – takim amerykańskim, czyli lepszym 😀

Będzie bite.

Koncentracja jest, rękawice odpowiednie do tego wyzwania także.

Wyniki są trzycyfrowe, więc nie mogliśmy w pełni zaprezentować swojej siły. Pokaz swoich umiejętności bokserskich tak nas wkręcił, że właściciel automatu solidnie na nas zarobił. Nie mogło być inaczej, gdy za trzy uderzenia jest nieco tańszej – pazerność na promocje 🙂

– Patrz Adrian… ptaki.

Zabawa w fotografowanie się skończyła, gdy pewien pan chciał zaimponować swojemu dziecku i zaczął skakać po pomoście strasząc wszystkie ptaki. Syn musi być dumny 😉

Największym odkryciem była droga asfaltowa prowadzący w bok od jeziora. Jakoś nigdy się nią nie interesowałem, ale może było warto, bo tam są oznaczenia Trasy Pojezierzy Zachodnich (nr 20). Zazwyczaj śmigaliśmy wzdłuż jeziora do góry przez park i zjazdem na dół lądowaliśmy przy rondzie. Nowo odkryta droga, która jest tam od zawsze prowadzi w to samo miejsce, ale tak jakby „ciut” szybciej.

Powrót tą samą drogą z goniącą nas ciemną chmurą. Na szczęście była na tyle miła, że nic się z niej nie ulało.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *