Sytuację mamy, jaką mamy, ale nie należy załamanym siedzieć w domu. Najlepszy jest ruch i to ten na świeżym powietrzu. Postanowiliśmy wybrać się do Krzyża Wielkopolskiego, aby spotkać się ze znajomymi i pokręcić się po tamtych terenach. Za nawigatorów mieliśmy Grażynę i Leszka. Ponadto w ekipie była jeszcze Jola z Trzcianki.

Mieliśmy okazję jako pierwsi zzawojewódzcy podróżnicy na tej ziemi przejechać się nową, asfaltową drogą w kierunku Kuźnicy Żelichowskiej. Tamtejsza droga to była jedna, wielka dziura, a teraz to mamy dywan. Takie rzeczy bardzo cieszą 🙂

Pomnikowa sosna zwyczajna w Kuźnicy Żelichowskiej.

Rano może było trochę mroźno, ale z godziny na godzinę robiło się bardzo przyjemnie. Słońce towarzyszyło niemal przez cały dzień.

Poważniejszy postój zaliczyliśmy w miejscowości Jagoda. Znajduje się tam bardzo fajne miejsce postojowe, biwakowe – zwał, jak zwał.

Kogoś chyba nieco suszy.

Na asfalt wrócimy później, bo teraz czekało nas trochę leśnych duktów. Tamtejsze tereny na szczęście też są bogate w lasy, więc jeździło się bardzo przyjemnie.

Na horyzoncie pojawił się pałac w Dłusku. Nie było opcji, aby zabytek nie obfotografować ze wszystkich stron.

Ogólnie jest to zespół pałacowo-parkowy z początku XX wieku, ale niestety z parku niewiele zostało, a pałac od x lat jest w remoncie. Mieliśmy też okazje porozmawiać z mieszkającym tam Panem na temat tego miejsca.

Takie miejsca nie umierają nigdy.

Pora ruszać dalej i kolejnym celem, a w zasadzie celami było kilka jezior. Była okazję trochę je poobjeżdżać. W niektórych miejscach ciągle zalegał lód.

Jezioro Kochlin Duży to póki co jedno, wielkie lodowisko.

Wylądowaliśmy w Człopie. Miasta zwiedzać nie będziemy. Główny cel to siku na stacji i można jechać dalej 😀

Wspólne zdjęcie pamiątkowe.

Kiedyś jechał tędy pociąg.

Dalej lasy, lasy, lasy, czyli to co lubimy najbardziej. Wpadło trochę pożarówek i to miejscami nieco zlodowaciałe.

Jeszcze pusto, ale niedługo to miejsce zostanie zasiedlone.

Dwupiętrowe mieszkanie?

Docieramy do miejscowości Jaglice, gdzie znajduje się kolejny pomnik przyrody – lipa szerokolistna o imieniu Dobrosława.

Ciężko złapać taką objętość w kadrze.

Zmierzamy w kierunku Wielenia i na jednym ze skrzyżowań musimy się niestety rozstać. Wycieczka zmierza ku końcowi i mamy plan, aby na kołach wracać do domu, ale czeka nas coś w granicach 80 kilometrów. Najgorsze jest to, że mamy wiatr prosto w twarz i tak wraz z Gosią ciśniemy przed siebie. Ciśniemy dosłownie, bo aby o jakieś stosownej godzinie wrócić do domu to musimy w Drezdenku zameldować się przed godziną 18, bo wtedy odjeżdża pociąg do Gorzowa. Następny jest dopiero po godzinie 21.

Na walkę z wiatrem przyjdzie jeszcze czas, bo towarzyszy nam bardzo często. Niedziela zapowiadała się także rowerowo, więc najrozsądniejszą decyzją był spokojny powrót… chociaż czy te 20 parę kilometrów do Drezdenka było spokojne 😀 ?

Udostępnij:

Komentarze

  1. Fajna wycieczka. Jeszcze niedawno miałem w planach wypuszczenie się w tamte strony, niestety choroba zweryfikowała brutalnie wszystkie plany na najbliższy okres. Nie liczyłem że mnie ominie covid, ale zakładałem że skończy się najwyżej na kwarantannie. Ostatecznie skończyło się na pocovidowym zapaleniu płuc i dwutygodniowym pobycie w szpitalu. Do zobaczenia na szlakach. Pozdrawiam. Jorg

    1. Moja znajoma także po przebyciu covida miała problemy z płucami, ale już wróciła do pracy i ma się coraz lepiej.
      Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Wiosna coraz bliżej i pewnie jeszcze nie raz się na trasie spotkamy 😉

Skomentuj Robak88 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *