Po krótkim powrocie wiosny, zima znów dała o sobie znać. Prognozy na weekend nie były optymistyczne i na dodatek zostałem skazany na samotność. W sobotę pokusiłem się na rower wiedząc, jakie są prognozy. Plan prawie się udał, bo deszcz złapał mnie na jakieś 15 kilometrów przed Gorzowem. Pech dodatkowy i szczęście jednocześnie to kapeć w tylnym kole. Dziura na szczęście była tak mała, że nieświadomy zagrożenia dojechałem do domu, ale mokre koło i syczenie pozwoliły namierzyć usterkę.

Niedzielę postanowiłem spędzić inaczej. Chociaż pogoda była o wiele bardziej łaskawsza, bo głównie towarzyszył śnieg i to przy plusowej temperaturze. W lesie spokojnie po śniegu w takich warunkach można było jeździć. Ja jednak postanowiłem nieco się przejść. Planu jako takiego nie było, ale natknęło mnie na wizytę w rezerwacie „Gorzowskie Murawy”.

Miejsce znane, ale niepoznane w całości. Teren jest dość trudny, gdy patrzymy z punktu rowerowego. Piaskownica totalna, a i górki robią swoje. Przy takiej pieszej wycieczce jest okazja poznać inne zakątki rezerwatu.

W zeszłym roku opublikowany został przewodnik, a jeszcze wcześniej wytyczono nowe szlaki. Ogólnie są cztery i może długością nie zachwycają, ale przewyższeniami już owszem 😀 . Sympatycy spacerów bardziej wymagających tam nudzić się nie będą.

Z racji tego, że mamy sporo wzniesień to niemal każde było obleganie przez dzieciaki. Jak tutaj nie zjeżdżać, jak się ma takie warunki. Chyba 3/4 Wieprzyc wybrało się na wzniesienia, a pozostałe uzupełnili mieszkańcy Osiedla Europejskiego. Gęstość samochodów przy wejściu do rezerwatów też mówiło swoje.

Oczywiście przy każdej takiej górce musiał stać bałwan. Nie mogłem być gorszy i udało się ulepić coś pochodnego.

Udało się też napotkać rowerzystów, którzy dzielnie pokonywali wzniesienia. Jest taka jedyna droga, która przebiega przez rezerwat i jest w miarę przejezdna. Nie raz sam z niej korzystam. Jest to spokojny skrót w kierunku ul. Dobrej. Ewentualnie podjazd z segmentem na Stravie w kierunku Osiedla Europejskiego.

Nie będę tutaj opisywał, jakimi szlakami spacerowałem. Po pierwsze przemieszałem je totalnie, po drugie połowy oznaczeń nie widziałem, a po trzecie sugerowałem się wydeptanymi ścieżkami. Ruch był tam spory, a zgubić to raczej tam się nie da.

Chciałem zatoczyć kółko i wrócić na Osiedle Europejskie, gdzie wtargnąłem na teren „Gorzowskich Muraw”. Tak mi jednak pasowało poznawanie tych nowych ścieżek, że pokierowałem się w kierunku ul. Kostrzyńskiej.

W sobotę tyłek udało się zmoczyć na rowerze i dzisiaj także. Musiał pojawić się nieunikniona trasa na azymut, która zakończyła się zjazdem bez listka pod tyłkiem 😀

Na sam koniec takiego małe porównanie, jak nie warto zwracać uwagi na kilometry.

Sobotnia przejażdżka rowerowa”
Dystans: 64,43 km
Czas: 2:57 h
Przewyższenia: 135 m

Niedziela wycieczka piesza
Dystans: 10,2 km
Czas: 2:01 h
Przewyższenia 119 m

Z taką refleksją zostawię Was do samodzielnej analizy 😉

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *