Kolejna rowerowa wyprawa w szarości jesiennej aury. Na szczęście było dość przyjemnie, bo temperatura dużo powyżej 0 stopni. Wiatr, który był dzisiaj dość uciążliwy wymusił na nas jakby kierunek jazdy. Padło na Krzeszyce i dalej lasami w kierunku Sulęcina.
Większość jazd w tamtych kierunku jest przez Skwierzynę albo wałem w kierunku Rudnicy. Postanowiliśmy nieco urozmaicić trasę i wybrać się wałem wzdłuż kanału Ulgi. Pierwsze kilometry to totalne kartoflisko, więc zrodził się pomysł, aby je nieco ominąć. Szło idealnie do momentu, aż wylądowaliśmy na czyimś polu, które dodatkowo ogrodzone było kanałami 😀
Kartofliskiem przed siebie.
Gorzów Wlkp. zostawiamy za plecami.
Wiatr był dla nas bardzo sprzyjający, więc jechało się bardzo przyjemnie. Tak wałem od samego miasta dotarliśmy do Kołczyna i potem przez wioski w kierunku Krzeszyc.
Kuce Dalmatyńczyki.
Po drodze napotykamy na kuce, które często mijamy w tej okolicy. Musieliśmy je pogłaskać, bo bardzo charakterystycznie wyglądają. Po chwili można było usłyszeć tupot kopyt, a na horyzoncie pojawiły się inne konie, które bardzo chciałby nas poznać.
No i zrobiło się pokaźne stadko.
Oj, będzie chyba buziaczek? 😀
Co tu dużo mówić, zrodziło się między jednym koniem, a Gosią uczucie 🙂
Romansy odłóżmy na bok, bo pora ruszać dalej. Wpadamy do lasu i w zasadzie nim można dotrzeć do samego Sulęcina. Postanawiamy jednak sprawdzić inne drogi pożarowe, które wyprowadzają nas na asfalt w miejscowości Runda. Stamtąd już bez udziwnień pojechaliśmy do wspomnianego Sulęcina.
Łabędzia parka.
Trochę jakby pod górkę.
W mieście przerwa na Orlenie, ale teraz w środku przebywać nie można, więc nie zabawiamy tam długo.
Wykorzystując szlaki rowerowe docieramy do Glisna i stamtąd do Lubniewic. Potem bardzo dobrze znaną nam szutrówką docieramy do Glinika i w zasadzie tam po wyjeździe na asfalt zapalamy lampki. Serwisówką docieramy z powrotem do miasta.