Czwartek pogodowo zapowiadał się bardzo pięknie i było tak w 100%. Już rano przywitała nas temperatura przekraczająca 10 stopni Celsjusza, a z godziny na godzinę było coraz lepiej. Zrobiło się na tyle ciepło, że nogi mogły jeszcze łapać promienie słońca, a i rękawy można było podwinąć. No rewelacja 🙂
Wybraliśmy kierunek Sulęcin, ale z przejazdem przez krzeszyckie lasy. Jesień tam jest piękna, więc też postanowiliśmy odwiedzić Naszą Krówkę. No może dokładnie nie ją, ale miejsce gdzie jest ukryta.
Na rozlewiskach za każdym razem wita nas łabędź, a buzia sama się uśmiecha, gdy obok niego jest jego partnerka. Jakby było tego mało to gromadka ptaków jest większa, bo jeszcze zadomowiły się tam kaczki. Fajnie na to się patrzy, że wszyscy potrafią żyć w takiej harmonii. Wiele od zwierząt możemy się uczyć.
Będzie zdjęcie na tapetę.
W Postomii ciągle przelewa się woda.
Wykorzystaliśmy trochę leśnych szutrówek, aby przedostać się w okolice Długoszyna. W zasadzie to sprawdzona droga, która zapewnia dużo przepięknych widoków. Zwłaszcza, gdy mamy taką wczesną, kolorową jesień.
Napotkaliśmy też na panów z Nadleśnictwa Lubniewice, którzy przygotowują film o lasach. Spadliśmy im chyba z nieba, bo z miejsca staliśmy się gwiazdami filmowymi. Jakie to trzeba mieć szczęście, aby wybrać się do lasu nagrywać jego uroki, pokazać szlaki rowerowe i natrafić na rowerzystów. To nie mógł być przypadek.
Jakby nie kolory liści na drzewach to powiedziałbym, że mamy lato. Stąd też naszła nas ochota na lody, ale z ich dostępnością było nieco trudniej. W cukierni lodówka pusta, a okienko zamknięte. Skończyło się na substytutach ze sklepu i stacji paliw. Przepłacone, ale trochę kalorii wpadło. Jak się wysyła po słodycze Gosię to pewne jest, że przyjdzie z czymś ciekawym 😀
Ze Sulęcina pojechaliśmy kawałek asfaltem w stronę Wędrzyna, aby wskoczyć do lasu. To był strzał w dziesiątkę, bo jak wyjeżdżaliśmy z miasta to już o takiej porze, kiedy ludzie kończą pracę i trochę był ruch na drodze. W lesie znacznie spokojniej… i tak znów będę się zachwycał kolorami.
Ziuuuu w dół i w tą drugą prawą stronę.
Szlakami rowerowymi przedostaliśmy się do Glisna, dalej już asfaltem do Lubniewic i tam wskakujemy na dobrze znaną nam szutrówkę w kierunku Glinika. Tam wysyp grzybiarzy, którzy ciągle walczą między sobą o runo leśne. Las duży, ale i samochodów sporo i dziwię się, że jeszcze nie depczą sobie oni wszyscy po stopach.
Dalej już bez większych udziwnień. Nieco na okrętkę w kierunku Gorzowa. Do oporu trzeba było wykorzystać dzień, bo zbliża się paskudna zmiana czasu i coraz częściej lampki będą szły w ruch.