Weekend tradycyjnie rowerowo i gdy w sobotę pokręciłem sobie samotnie po okolicznych górkach to już niedziela w całości spędzona z Gosią. Wybraliśmy się do Sulęcina, bo odbywał się tam Festiwal Smaków Świata. Na Plac Czarnieckiego zjechały food trucki, a wśród nich mój ulubiony, czyli Złote Paluchy Churros 🙂
Dojazd oczywiście taki nasz, czyli na okrętkę. Wykorzystaliśmy trochę wału, aby dostać się do Krzeszyc.
Dalmatyńczykowe konie.
Normalne konie.
Tak sobie jeździmy po naszych terenach i zauważyłem, że coraz częściej w gospodarstwach pojawiają się konie. Kiedyś można je było zobaczyć w stałych miejscach i były swego rodzaju atrakcją, ciekawostką. Teraz jest ich na tyle dużo, że czasami przemykamy obojętnie. No chyba, że trafi się jakiś specyficzny okaz 😉
Kanał Postomski.
Jak to w życiu, niektórzy nie wiedzą, kiedy wyprowadzić się od rodziców.
Wpadamy do lasu, wykorzystujemy trochę szutrowych dróg, aby potem już z Długoszyna zjechać do Sulęcina i prosto w kierunku zapachów. Niedziel to trzeci dzień, kiedy food trucki karmią mieszkańców i może też przez to było dosyć spokojnie (czyt. brak tłumów). Oczywiście wypatrzyłem swoje przysmaki i dzielnie tam pomknąłem, a Gosia w międzyczasie organizowała nam miejsce.
Złote Paluchy, przesłodkie, idealne dla mnie.
Maczane w sosie w postaci białem czekolady – jeszcze słodsze 😀
Nasza prywatna strefa chillout.
Słodkości zjedzone, ale trzeba było uzupełnić braki lodowe. W okolicy jest cukiernia, które serfuje bardzo dobre lody i nie było opcji, abyśmy tam nie zawitali. Na swoją kolejkę musiałem poczekać, bo akurat trafiła się przede mną polska, duża rodzina z niezdecydowanymi członkami i matką, która za punkt honoru wzięła obsługę wszystkich członków swojej rodziny. Po tych parunastu minutach przyszła kolej na mnie.
Ciasteczko to już niemal smakowy standard, ale trafiła się nowość w postaci delicji.
A jakby tak spróbować lodów, które przy okazji ostatniej wizyty w Sulęcinie zostały nam polecone przez samego Pana Marka. Długo Gosi namawiać nie musiałem i skończyło się na kolejnych porcjach z lodziarni Niam Niam 🙂
Oreo i belgijska czekolada.
To będzie długi dzień dla tego Pana.
Na razie wystarczy tych słodkości i musimy teraz te wszystkie kalorie spalić. Trasa więc nie może być łatwa – kierunek Żubrów. Trochę góra – dół – góra – dół nam pomoże.
Docierając do Lubniewic pada decyzja, że jedziemy w kierunku Skwierzyny z wyraźnym pominięciem lodów z tamtejszego samochodu przy ratuszu. To co udało nam się w Skwierzynie, nadrobiliśmy już na miejscu w Gorzowie w Górce & Kulce… i to z nawiązką.
Tak więc był to bardzo jedzeniowy dzień i chyba padł rekord lodowy. Ta data zostanie na długo zapamiętana.