Gosia spędzała weekend w Krzyżu Wielkopolskim i umówiliśmy się, że w niedzielę po nią przyjadę. Jednak nie warto było wracać prosto do domu. Trasa oklepana, a dzień przecież długi. W Bierzwniku, który tak bardzo daleko nie jest oddalony od Krzyża odbywały się Międzynarodowe Targi Wyrobów Klasztornych. Cykliczna impreza na którą wybieram się chyba od trzech lat. Dzisiaj nadarzyła się okazja, miałem też Motywatorkę, więc w drogę.

Nad ranem sobie popadało, ale poza mokrym asfaltem to nie uraczyłem żadnej kropli. No poza momentem dekoncentracji, gdzie władowałem się w dość dużą kałużę. Jak najszybciej chciałem dotrzeć do Gosi, więc nie było mowy o przystankach. Jedynie zatrzymały mnie światła w mieście i potem krótki telefon już z deptaku w Drezdenku z informacją, że się zbliżam.

Do Bierzwnika trasę ustalałem ja, więc nic dziwnego, że jechaliśmy po kostce brukowej, a na końcu wylądowaliśmy w buszu. Musieliśmy się posiłkować drogami pożarowymi, napotkanymi ludźmi. Trochę na okrętkę, ale do miejsca celowego dotarliśmy.

W Bierzwniku znajduje się dawny zespół klasztorny cystersów. Część to niestety już ruina. Właśnie tam odbywała się impreza. W pobliżu jest jeszcze bardzo ładne jezioro z licznymi pomostami. No i plus za znaki, które tam prowadzą. Nie można będąc tam nie zauważyć klasztoru.

Liczyłem na coś nowego, ale gdy się zameldowaliśmy na miejscu to akurat odbywał się pokaz rycerzy… z Chwarszczan. No pięknie. Jechać taki kawał drogi, aby zobaczyć tych samych ludzi. Jednak oko mogliśmy przykuć na rękodziełach. Sporo stoisk i to z całej Polski. Lubię oglądać pracę ludzi, bo jest to jednak kawałek sztuki. Pojawili się także mnisi ze swoimi wyborami. Między innymi wódką z napisem
Jest moc.


Ruiny prawdopodobnie browaru.


Widok na scenę. Akurat trwają pokazy rycerzy.

Zwiedziliśmy ten klasztor. O określonych godzinach można było pochodzić za przewodnikiem. My jednak wolimy tablice informacyjne. Szybciej się z nich dowiemy o najistotniejszych szczegółach tego miejsca. Najbardziej zaskoczyła mnie tawerna, czy też oberża, która ukryła się w piwnicy. Siedzący tam ludzie przy świetle świec i pstrykająca w nich fleszem. Oj Gosia, Gosia 🙂


Zejście do restauracji.


Jedną z atrakcji miały być przewozy zabytkowym powozem. Tak, to jest właśnie ten zabytkowy powóz.

Zostałem namówiony też do badania poziomu cukru we krwi oraz ciśnienia. To drugie wyszło idealne, ale z cukrem już gorzej. Wina miodu pitnego. Prześladuje nas na każdej imprezie w klimatach średniowiecznych 🙂 Mając taką Gosię, która potrafi zagadać, to nam przysługuje nieco większa porcja.


Zawsze warto się przebadać. Chociaż byłem niechętny to się ostatecznie też zdecydowałem.


Gosia i ja.


Na koniec zdjęcie jeziora. Musicie sobie tylko odgarnąć krzaki. Prawda, że robi wrażenie?

Gdy na scenie pojawił się lokalny zespół śpiewaczy w przebojami w stylu
Oj dana, oj dana to znak, że trzeba pomyśleć o powrocie. Ten poszedł bardzo sprawnie, a mi wpadł bardzo ładny dystans. Pogoda też dopisała poza fragmentem na powrocie, gdzie trochę solidnie popadało. Miałem okazję przetestować deszczówkę.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *