Majówkę trzeba zacząć z przytupem i tym razem wybraliśmy się w kierunku Dębna. Dawno tam nie byliśmy i wybraliśmy wariant dojazdu bez udziwnień. Przynajmniej dla mnie, bo trochę trasa zawijała przez różne wioski, że w pewnym momencie Gosia w ogóle nie wiedziała, gdzie się znajduje 😀
Widok zza pagórka na asortyment stajni w Chwalęcicach.
Gdzieś w okolicach Mosiny.
Gdzieś za Mosiną.
Wiatr tym razem denerwował od zachodniej strony i zanim się na dobre rozbujał to my już bliżej byliśmy Dębna, niż dalej. Dotarliśmy do drogi krajowej nr 23 i nią mieliśmy dotrzeć do miasta. Przypomniałem sobie jednak, że kiedyś nawigacja prowadziła nas lasem przez bardzo fajne tereny. Szybka weryfikacja trasy i ładujemy się do lasu i już na starcie otrzymujemy piękne widoki.
Rzeka Kosa.
Pliszka żółta… chyba.
Przy rzece znajduje się droga pożarowa nr 9 i częściowo prowadzi w naszym kierunku, a potem odbija na północ, ale na szczęście w kierunku Dębna prowadzą dwie, całkiem fajne drogi i dzięki temu można ominąć krajówkę. Super sprawa, odkryta tak trochę przez przypadek.
Wspomniana pożarówka.
Nie wiem, co tutaj się wyrabia, ale to są chyba nartniki, które poczuły wiosnę.
Wystarczy tej przyrody i kopulujących zwierząt. W Dębnie zrobiliśmy przystanek przy Orlenie (taka nasza tradycja) i przez miasto przelecieliśmy (bez nawiązań do owadów) i powalczyliśmy jeszcze trochę z wiatrem jadąc w kierunku Dargomyśla. Potem już odwróciliśmy się i wiatr był dla nas o wiele sprzyjający. Wybraliśmy wariant, aby pojechać przez Chychry, Bogusław, Mościce, aż do samej Witnicy.
Sezon na zdjęcia w rzepaku uważam za otwarty.
Z racji tego, że jechało się przyjemnie to postanowiliśmy przeskoczyć na drugą stronę Warty i wałem wrócić do domu. Tak więc powrót już bez większych udziwnień.