Po wczorajszych wietrznych przygodach, dzisiaj byłem nastawiony na totalną walkę. Jednak było całkiem inaczej. Wiatr zelżał i nie przeszkadzał, aż tak bardzo. Temperatura też nieco wyższa, ale wciąż na minusie.
Z rana nieco się ociągałem, ale bardzo szybko przedostałem się do miasta. Zapas czasu był na tyle wystarczający, że w tempie rekreacyjnym mogłem dotrzeć na spotkanie z Gosią. Jej pierwsze rowerowe spotkanie w takich warunkach i po tym co opowiadała, spodziewałem się wielkiej kulki ze skrępowanymi ruchami. Było całkiem inaczej. Fantastyczna kurtka, którą już było widać z daleka (u mnie to olbrzymi atut). Tak więc wielkiego śmiechu nie było – zwykła normalność.
Nasz tragarz w prawie zimowych warunkach.
Kierunek Lubno, gdzie podłączyć ma się
Tomek. Jazda z wiatrem w plecy, więc i tempu dość dobre. Potem obraliśmy kierunek na Chłopiny. Za przewodnika robił Oko, więc nie można było spodziewać się jakiegoś wielkiego BUM, przecież to nie Niemcy.
No i się dorwał. Czeka nas dłuższy postój.
W oczekiwaniu, aż Tomek się wychyli.
Ostatecznie wylądowaliśmy przy Jeziorze Marwicko. Chciałem tam nakarmić kaczki moją marmoladą EPO, ale jakoś zbyt chętne nie było. Dzikusy jedne. Spontanicznie lasami wróciliśmy do Lubiszyna.
Oko wszędzie musi zostawić odcisk swojego tyłka. Ten rower już nigdy nie będzie taki sam.
Ogólnie Tomek dzisiaj był jakiś naładowany, wszystkich chciał przytulać. Czułem totalny dyskomfort. Na szczęście w naszej grupie jest inna osoba, która musiała to wziąć na swoje barki. Ktoś musi to wszystko rozładować, a na pewno nie będę to ja.
Piękna i bestia?
Oko pojechał do siebie uradowany, że ma najbliżej, a duet damsko-męski przedarł się przez Stare Dzieduszyce w kierunku Nowin Wielkich i potem już bezpieczną ścieżką rowerową. Ciemności szybko nadchodzą (tak bynajmniej myślałem), ale z bezbarwnymi szkłami od Gosi świat wygląda jakby taki… jaśniejszy.
Czas do domu.
Szczerze powiedziawszy spodziewałem się o wiele krótszej wycieczki, a współtowarzysze bardzo mnie zaskoczyli. Okazało się, że minusowe temperatury nie są takie złe… no ba!