Popołudniowa przejażdżka bez większego planu, która zamieniła się w coś ciekawszego. Wybrałem się w swoją standardową trasę przez tzw. Moskwę. Atrakcją okazały się liczne zwierzaki, które opanowały tamtejsze pola, a nawet drogi.
Krówki mleczne. Niechętne do pozowania, niektóre to nawet odwróciły się w moim kierunku zadem.
Na polach dominowały sarny. Całe rodziny napełniały brzuchy.
Największa atrakcja wydarzyła się w Chwałowicach. Przez drogę, dosłownie przed moich przednim kołem przebiegło malutkie stworzenie. Całe białe, przypominające jakiegoś świstaka. Hamulce i szybko po aparat. Zwierzak tylko wychylał swój korpus zza trawy i uciekł do nory. Próbowałem wybawić je ciastem, ale bezskutecznie. Straciłem tylko ponad 20 minut.
Dopiero w domu po oględzinach okazało się, że to łasica tzw. łaska. Zdjęcie wyszło beznadziejne i ponadto okazało się, że te małe gryzonie żywią się mięskiem, a nie drożdżami. Ogólnie są brązowej maści, a na zimę robią się całe białe. Fenomenalne.
Wystraszona łasica.
Tyle pozostało po gryzoniu. Okruchy ciasta nie były w stanie wybawić zwierzęcia.
Nie ujechałem wiele kilometrów i kolejna atrakcja. Cała rodzina kaczek urządziła sobie basen w największej kałuży na środku jezdni. Szybko jednak się spłoszyły i uciekły do gospodarstwa, gdzie pomieszkują.
Wykąpane w kałuży i szybko do domu, aby się nie przeziębić.
Już w Gorzowie Wielkopolskim spotkałem bernardyna. Strasznie przyjazny psiak, ale zajęty był szukaniem czegoś. Dał się pogłaskać, pomerdał ogonem i wrócił do swojego niuchania. Oczywiście za sympatię otrzymał łakocie ode mnie.
Niuchający pies. Cały czas czegoś szukał… może soczewek?
Zwierzakom dajemy już spokój i na koniec kontrast. Z rana słońce, temperatura znośna i można powiedzieć taka wczesna wiosna. Na powrocie natomiast temperatura na minusie, a na terenach nieco wyżej położonych aura zimowa.
W Stanowicach zima.
Śniegu tyle, że można wyciągać sanki.