Pięć lat minęło od kiedy wybrałem się wraz z Gosią do muzeum Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego w Pniewach. Odbywała się wtedy impreza pod nazwą Rajd Karabanowa. Na inscenizację się trochę spóźniliśmy, ale ogólnie wydarzenie pozytywne. Później z różnych przyczyn impreza została zaniechana, ale na szczęście wróciła, ale już pod inną nazwą: Widowisko historyczne „Brama Berlina” – przełamanie MRU 2020
Gosia po nocce w pracy, ale nie stało to na przeszkodzie, aby pojechać ze mną. Raptem wyjdzie coś w granicach 130 km 🙂 Mieliśmy jednak pecha, bo tuż przed Skwierzyną Gosia wbiła sobie w nowiutką oponę szkło, tak niefortunnie, że powietrze bardzo szybko uszło. Wymiana dętki i ruszamy dalej. Zapas czasowy mamy, więc nie ma co dramatyzować.
Na miejscu meldujemy się przed startem inscenizacji, która przewidziana była na godzinę 12:30. Ogólnie organizatorzy przygotowali dwie inscenizacje i my oczywiście z powodów czasowych byliśmy tylko na tej pierwszej – na walkach o Wał Pomorski.
W kolejce po kawę. Ja oczekiwałem już żołnierzy na polu bitwy, a Gosia kawy.
Ogólnie Burgerownia przy której się zatrzymaliśmy posiada bardzo ciekawe menu. Nie chodzi o rodzaj jedzenia, bo to się niczym zbytnio nie wyróżnia, ale o nazwy. Mieliśmy m.in. Bunkrowca, Czołgistę, czy Miotacz Ognia. Przy poprzestaliśmy na kawie, ale ludzie chętnie tworzyli kolejki.
Trzeba teraz znaleźć odpowiednią pozycję i gdy w szeregach ma się Gosię to nie jest to wielkim problemem. Pozycja dobra i widać całe pole bitwy. Głośnik też blisko, że ogłuchłem na jedno ucho.
Duży plus dla lektora, który świetnie zakreślił zarys historyczny i opowiadał o tym, co działo się podczas walk. Przyjemnie się to oglądało i słuchało. Gosię straciłem z oczu i potem się okazało, że znalazła sobie miejsce w pierwszym rzędzie, takie przeznaczone dla dzieci… i chyba kobiet 😉
1. Na sam początek poszedł zwiad, który bardzo szybko został zgładzony przez Niemców.
2. Armia Czerwona i 1 Armia Wojska Polskiego wkracza do akcji.
3. Niemcy otrzymują wsparcie.
4. Niemcy tracą wsparcie.
5. Wsparcie po rosyjsko-polskiej stronie.
6. Finał finałów – T-34.
Przedstawienie inscenizacji okiem rowerzysty-amatora i moim zdaniem jedna z lepszych, jaką miałem okazję oglądać. Szkoda, że nie było czasu, aby zostać dłużej. Mam nadzieję, że organizatorzy będą kontynuować imprezę w kolejnych latach. Po frekwencji to chyba widać, że warto.
Podziękowania dla rekonstruktorów, honorowe rundy pojazdów i można ruszać do domu.
Dojazd zrobiliśmy sobie dłuższy, okrężną drogą, ale powrót już bez totalnych udziwnień. Kierunek Międzyrzecz, Skwierzyna i przez Santok do domu.