Wyjazd nieco później, ponieważ Gosia musiała trochę odpocząć po nocce. Miało być takie kręcenie po okolicy, ale akurat natrafiłem na informację o Biesiadzie na Rynku w Lipianach. Zaczynało się o znośnej godzinie, więc postanowiliśmy tam zawitać. Nie jest daleko i wybraliśmy najprostszy wariant dojazdu.
Sama impreza sympatyczna. Była scena, koncerty miejscowych artystów i oczywiście jedzenie. My skusiliśmy się na lody z Łagowa, które mieliśmy okazję już smakować podczas targów w Gliśnie. Były kiermasze, loteria, nawet plenerowa kawiarnia. Przyjemna atmosfera i nawet kawa z ekspresu (Gosia mówiła, że dobra) od sympatycznej Pani za ledwie 3 zł.
Postraszył nas trochę deszcz, ale udało nam się nieco schronić w kamienicy. Jakoś zdjęć zabrakło, bo cała impreza odbywała się na rynku i było dosyć ciasno. W zasadzie też nie było nic wielkiego do uwiecznienia. Takie to spotkanie mieszkańców przy muzyce… i jedzeniu.
Posiedzieliśmy trochę, posłuchaliśmy muzyki i ruszyliśmy w kierunku Barlinka. Rower spala kalorie, ale doszły lody, więc trzeba było nieco bardziej się postarać. Co jest najlepsze? Małpi Gaj 🙂
Tak dla równowagi.
Poskakane, kalorie spalone, więc trzeba je uzupełnić. Czym? Oczywiście lodami 🙂 Jest w Barlinku taka jedna kawiarnia znienawidzona przeze mnie, ale lody mają smaczne. No ale jak się przy boku ma Gosię to ona zawsze chętnie postoi w kolejce 😉
Potem już ruszyliśmy w drogę powrotną wykorzystując leśną drogę z Łośna w kierunku Wojcieszyc. Dawno już tamtędy nie jechaliśmy… warto było… zwłaszcza dla tego całego piachu.
To jeszcze Barlinek.
A to już Wojcieszyce i nierówna walka z piachem.
No dalej! Czas goni! Trzeba wracać!
Więc wracajmy 🙂