Cześć dalsza poznawania znajomych Gosiaka. Rekreacyjna wycieczka po okolicznych wioskach, terenach dobrze mi znanych. Zdecydowałem się w końcu zdjąć kurtkę i od razu człowiek poczuł taką swobodę, której nie da się opisać.
Spotkanie wyznaczone w Gorzowie. Pojechaliśmy na Chwalęcice i lasem dotarliśmy do Santocka. Dalej Marwice i kierunek Wysoka, ponownie lasem.
Rozbrykany koń. Jak to ujął właściciel: chciał się pokazać, zaprezentować.
Jedzie sobie traktorek.
Na postoju w Wysokiej przerwa jedzeniowa. Lasów dzisiaj nad wyraz dużo i tak dotarliśmy do Lubiszyna, gdzie przywitała nas gromada koni. Nie chciały podejść, ale od czego jest Gosia i jabłka. Ja próbowałem karmić konie bananem, ale nie wszystkie były skłonne tym owocem się delektować.
Gromadka koni.
– „Wiemy, że masz więcej jabłek. No daj, no daj, no daj…”
Konik, a ten z lewej walczy z bananem.
Lubiszyn to skok na kolejny szlak rowerowy i miałem okazję pokazać miejsce, gdzie na drzewie stoi sobie figurka św. Huberta. Dalej pokierowaliśmy się na Lubno, Stanowice i Racław.
Towarzysze podziwiali figurkę św. Huberta, a ja robiłem za stróża.
Wesoła gromadka.
Trochę pagórków i znowu las, który zaprowadził nas do Chróścika. Spotkaliśmy także dobrze znane mi psiaki. Zawsze szczekają jak najęte na widok kogokolwiek, ale tym razem było bardziej wesoło. Na przywitanie wyszedł większy domownik, który postanowił mnie wylizać po twarzy. Dołączyła do tej zabawy reszta psiaków i tak się tarzaliśmy. W międzyczasie robiłem zdjęcia, ale niestety, wszystkie wyszły zamazane. Wielka szkoda 🙁 . Zabawa się skończyła, gdy nadjechała Gosia, przecież trzeba ją obszczekać.
Proszę, jak ładnie potrafi pozować. Nie to, co niektórzy.
Ostrzeżenie na drzewie.
I tak z powrotem wylądowaliśmy w Gorzowie Wielkopolskim. Grupa się rozstała, a ja jeszcze trochę przejechałem się z Gosią i swoją już niemal standardową trasą wróciłem do domu. Dodam jeszcze, że z rana odwiedziłem piekarnię i parę innych miejsc i tych paru kilometrów już nie odejmowałem. Weszły do puli dzisiejszej wycieczki.