Dzień miał być ładniejszy, ale pierwsza faza niezbyt zachęcająca. Trochę mżawki, ale dzielnych rowerzystów to nie zniechęca. Z Gosią spotkałem się w Łupowie, bo o dziwo dzisiaj ja się nieco ociągałem. Nie było jakiegoś pomysłu na wycieczkę, tak więc kierunek przed siebie. Spontan przecież jest najlepszy.

Tak
przelatujemy przez kolejne miejscowości, aż mi się przypomniało, że przy sali wiejskiej w Krzęśniczce mieszkańcy postawili sobie traktorek. Stworzony został z balotów, kostek słomy i folii. Atrakcja może niezbyt wygórowana, ale zawsze to jakiś cel wyprawy.


Przystanek w Białczu.


Śmieszny traktorek przy sali wiejskiej w Krześniczce.


Widok od tylca.


Gosiak w roli kierowcy, ale brakuje fotela. Trzeba improwizować.

Postanowiliśmy jechać dalej w kierunku Kostrzyna nad Odrą. Mnie jednak zainteresowały antyki w Dąbroszynie. Właściciel tego miejsca sprzedaje wszystko, co tam ma. Wpadliśmy do środka i pooglądaliśmy co nieco. Akurat trwał drobny remont, ale nam to zbytnio nie przeszkadzało.


Brytyjski, rowerowy klasyk.


Jest podobieństwo?


Bezpieczeństwo najważniejsze.

Rzeczy jest tam mnóstwo, ale przez remont część została wyniesiona. Jest tego jeszcze więcej i zostaliśmy zaproszeni, jak tylko skończy się remont – czyli jutro 🙂 Oto kilka, innych eksponatów sprzedażowych:

Można by było tak oglądać i oglądać, ale trzeba ruszać w dalszą drogę. Po jakimś czasie witamy Kostrzyn. Oglądamy sobie ciuchcię i postanowiłem Gosi pokazać w astronomicznym skrócie Fort Sarbinowo.


Zabytkowa lokomotywa Pt47-121 z węglarką 33D48.


Lokomotywa powstała w 1949 roku, ale teraz jest w opłakanym stanie.


Fort Sarbinowo.


Ostrzeżenie!


Czy tam gdzieś czai się jakaś zjawa?

Kawałek dalej skręciliśmy w drogę pożarową, którą zjechaliśmy z powrotem do Dąbroszyna. Tam z oczu zniknęła mi Gosia i jak się okazało jej zainteresowanie wzbudził husky. Wesoły pies, który chętnie ze wszystkimi by się tylko bawił. Porozmawialiśmy chwilę z właścicielką i ruszyliśmy dalej.


Radosny husky.

W Witnicy odbiliśmy na Sosny i dalej przez kolejne miejscowości wylądowaliśmy w Gorzowie Wielkopolskim. Tam jak zawsze smutaśne rozstanie z rowerową partnerką i ku domostwu.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *