Od dawien dawna chodził mi po głowie pomysł, aby wybrać się do Ogrodu Dendrologicznego w Przelewicach. Nie jest to miejsca nie wiadomo jak daleko oddalone ode mnie. Zawsze pojawiało się jakieś ale… które w końcu rozdeptała Gosia. Spotkanie rano w Kłodawie i duet rusza ku przygodzie.

Dużo nowych dróg, bo trzeba jakoś trasę urozmaicać. Oczywiście za prosty byłby dojazd z punktu A do punktu B i dlatego niedaleko Kinic skręcamy nie w tą stronę, co trzeba i lądujemy w Nowogródku Pomorskim. Analiza, co dalej i błędem byłoby przebijać się przez kolejne, nieznane wioski. Dlatego też lądujemy na starej drodze S3 i w kierunku Lipian.


Na właściwej trasie.

Z uśmiechem na twarzy mijamy kolejne miejscowości. Pogoda rewelacyjna, typowo wiosenna, a we wsi Lucin wita nas bociek, wygrzewający się w gnieździe.


Bocian, bocian, patrz bocian!


Chwila zadumy przy kapliczce.

Nadrobiliśmy z jakieś 14 km drogi, ale w końcu meldujemy się w Przelewicach. Znaleźć ogród nie jest problemem, ponieważ kierują tam drogowskazy i ponadto jest to dość sporawy, dawny folwark.


Punkt docelowy dzisiejszej wyprawy (chodzi o ten znak drogowy z nazwą miejscowości).


Czyli teraz tędy?

Bilety kupione, rowery bezpieczne i można zapoznać się z ogrodem. Mamy końcówkę marca, więc więcej tam prac przygotowawczych do sezonu, niż turystów. Nie wszystko jeszcze rozkwita, ale dzięki wizycie mamy obraz, jak to miejsce się mniej więcej prezentuje i przy kolejnej wizycie, którą sobie obiecaliśmy, będzie bardziej kolorowo.


Wejście do pałacyku.


I sam pałacyk. Krzywy, bo i ziemia jest krzywa. Budowla powstała w 1814 roku, a w 2006 została odrestaurowana.


Budynek dawnego zarządcy folwarku.


Mauzoleum Augusta Heinricha von Borgsted, założyciela parku. Po wojnie niestety zrujnowane.


Szkodnik w ogrodzie.


Taras przy pałacu, gdzie można wypić sobie kawkę, czy herbatkę.


Plac zabaw niezależnie od miejsca zawsze daje tą samą radość.


Łabędzie zdominowały stawy.


Szpak, który wielce na nas uwagi nie zwracał.


Jedna ze ścieżek. Tutaj Conrad von Borsig, właściciel majątku w latach 1922-1945.


W 1945 roku Conrad von Borsig został rozstrzelany i Przelewice stały się własnością państwową.

Ogólnie to po ogrodzie nie jest ciężko się poruszać, bo do ważniejszych miejsc kierują drogowskazy. Są nazwane ścieżki, aleje, a na dużą uwagę zasługuje według mnie Ogród Japoński:

Nie będę tutaj zgrywał znawcę roślinności i wrzucę kilka zdjęć moich, czy też zapożyczonych. Od zachwytu jest płeć piękna, która przecież mi towarzyszyła 🙂

Trochę czasu w ogrodzie straciliśmy i po powrocie do pałacu miły pan zaprowadził nas do oranżerii. Tam znajduje się roślinność śródziemnomorska. Dowiedzieliśmy się, że w lecie temperatura wewnątrz przekracza 40 stopni Celsjusza. Zostaliśmy oprowadzenie i wzbogaceni wiedzą o roślinach. Niestety moja „pukawka” w świetle szklarni poległa całkowicie.

Miły pan oprowadzający chciał zaprezentować, jak wygląda owoc figi wewnątrz i poświęcił tym samym swoją koszulkę. Czego to się nie robi, aby zaspokoić naszą ciekawość. Człowiek ma dryg do takiego oprowadzania, robi to świetnie. Jak wspomniałem, obiecaliśmy sobie, że tam wrócimy. Kwiatki niech korzystają ze słońca, się rozrastają, a my porównamy sobie, jak przez ten czas sobie radziły. Wtedy wystawimy końcową ocenę dla ogrodu.


Czas powrotu.

Wracaliśmy tą samą trasą, ale w Dziedzicach skręciliśmy w stronę Barlinka. Dalej na Danków i standardową trasą w kierunku Gorzowa Wielkopolskiego. Nie ma sensu powielać drogi, jeżeli ciemności później przychodzą. Te w sumie i tak nas dorwały, bo w domu zameldowałem się grubo po godzinie 20. Zrobiliśmy sobie postój w pobliżu Jeziora Dankowskiego, który się znacznie, znacznie przedłużył. Nie ma jednak czego żałować, bo cały dzień był rewelacyjny. Zwłaszcza w takim towarzystwie 🙂

Kilometrów też sporo wpadło, co jest moim trzecim wynikiem na bikestats. A jeżeliby jeszcze doliczyć to, co pokonałem na nogach, to już byłby rekord rekordów!

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *