Przyszła upragniona sobota i ponad 20 stopni Celsjusza na termometrze. Można było w końcu założyć krótkie spodenki, ach… Spotkanie w mieście z Gosią i wybraliśmy kierunek Glinik. Dawno nie odwiedzaliśmy południa, więc trzeba było to nadrobić. Zaskoczenie już na starcie, bo przywitany zostałem takimi łakociami, że głowa mała. Mniam, mniam i mniam.
Najpierw trzeba było przebić się przez miasto i uważać na motocyklistów, którzy akurat dzisiaj rozpoczynali sezon i było ich wszędzie pełno. Wariant nieco bocznymi drogami w kierunku Deszczna i potem już w kierunku jeziora, a dokładnie użytku ekologicznego
Mały półwysep. To tam zrobiliśmy sobie nieco dłuższą przerwę. Z dala od ludzi, którzy także korzystali z fantastycznej aury. Sezon grillowy można uznać za otwarty.
Rzut beretem od Glinika.
Przewróci się, czy się nie przewróci?
Jezioro Glinik w promieniach słońca.
Zabawy trzech łabędzi, które nawet otrzymały od nas imiona.
Pstryk! Łabądek uwieczniony na zdjęciu.
To zła kłoda jest. W tle romantyczna parka, pozująca na tle jeziora.
Ogólnie główną ulicę w Gliniku oznaczyliśmy ze wszystkich stron. Pomysł był taki, aby jechać dalej na zachód, ale straszliwe dokuczał wiatr. Więc z powrotem i dalej zielonym szlakiem rowerowym, który wyprowadził nas na drogę serwisową przy S3. Kierunek Gorzów, a że godzina była jeszcze młoda, to gdzie by tu pojechać jeszcze? Padło na Kłodawę, potem plan urozmaicony został do Wojcieszyc, a ostatecznie wylądowaliśmy w Wawrowie, w Mini Zoo.
Rowerzyści zakłócają spokój. Trzeba ich obszczekać.
Ech… ten rozkrok. Rowerzysta z lewej musiał mieć silną wolę, aby nie spojrzeć w bok.
Mini Zoo „PORAJ”.
Przez lata nie miałem pojęcia, że takowe miejsce istnieje. Dopiero wizyta pani Gessler i całe nagłośnienie pokazało, że takie coś w okolicy jest. Raz byłem przejazdem, a dzisiaj dzięki Gosi mogłem zobaczyć to wszystko z bliska. Jestem bardzo zaskoczony, bo myślałem, że jest tam parę zwierzątek na krzyż, a tam atrakcji sporo. Z braku czasu krótki rekonesans, ale na pewno tam jeszcze wrócimy. Teraz nie odpuszczę, nie ma co.
– „A ktoś Ty?„
Gosiak przewodnik. Nie pierwszy raz w tej funkcji.
Osiołek.
Pies z fantastycznym, pozytywnym nastawieniem.
– „Jezu! Tędy idziemy, a gdzie Ty idziesz. Nie idź tamtędy, bo idziemy przecież tędy.”
Kolorowy ptak, który za nic w świecie nie chciał pozować.
Wystraszony królik i jego bobki.
Kolejna atrakcja mini zoo – plujące koziołki.
Szał na całego. Żaden zwierzak nie stał w miejscu.
Gosia! Koza chce mnie zjeść!
Kozi nestor.
Strusie Emu.
Daliśmy już spokój zwierzakom, bo ile można. Rozstanie po kilku kilometrach i każdy ruszył w swoją stronę, do domowego ogniska. Mama nadzieję, że taka piękna pogoda zagości na dłużej. Słońce tak mocno grzało, że moje łapki i nie tylko, są już opalone 🙂