Dzień zaczął się od porannego dylematu, nie mojego zresztą. Bardzo wieje, w porywach nawet do 90 km/h i czy warto pchać się rowerem w taką pogodę. Aaa, jeszcze o temperaturę chodziło, bo przyzwyczajeni sobotnim ciepłem, teraz 10 stopni Celsjusza to zimno! Początkowo Gosia była niechętna, aby dzisiaj rowerować, ale moja siła perswazji, albo po prostu litość zmieniła ten stan rzeczy.

Obieramy kierunek wschodni, aby jechać z wiatrem. Czasami tam dmuchnie z boku, ale na ogół jest w porządku. W głowie jest myśl, że powrót będzie katorgą. Dlatego też wjeżdżamy w las, aby drzewa nieco nas osłoniły. Wykorzystujemy drogę przeciwpożarową, która ładnie wyprowadza nas w okolice Buków Zdroiskich.


Taki oto słodziak skrywa się ze swoim rowerkiem w leśnym zakamarkach.


Piękna słoneczna pogoda.

Zimno, ciepło, zimno, ciepło. Tak ogólnie było. Zależnie od tego, czy słońce skrywało się zza chmurami, czy też nie. Postanowiliśmy zrobić sobie przystanek przy kościele w Zdroisku. Dokładniej jednak na miejscu postojowym nieco dalej. Można było się wyszumieć na placu zabaw, a ja lubię place zabaw. Wiatr chyba nie był zbytnio zadowolony, bo zaczął rzucać moim rowerem 🙁


Kościół Rzymsko-Katolicki pw. świętego Huberta.


Po upadku roweru licznik ucierpiał, ale od czego jest prowizorka.

Stojąc w miejscu robi się szybko zimno, więc pora ruszać dalej. Kierunek Santoczno. Wpadamy na niebieski szlak i potem zielony, który zaprowadza nas do Wojcieszyc. Słońce coraz częściej skrywa się zza chmurami. Robi się ponuro, blee.


Pies stróż, obrońca, cichy zabójca. Niech nie zmyli was jego wygląd, to tylko pozory.

Laskiem, laskiem, miejscami po grząskim piachu, lądujemy w końcu w mieście. Czas rozstania nadszedł nieubłaganie, co przepięknie podsumował deszcz. Zaczęło akurat padać i z wiatrem prosto w twarz człapałem się do domu.


Nie płacz, nie płacz. Niedługo się spotkamy przecież.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *