Zostałem oddelegowany do przywitania Daniela, który wybrał się na objechanie trasy, ponieważ niedługo ekipa z Krzyża Wielkopolskiego zawita na moich włościach. Biedak bił duuużo kilometrów pod wiatr, co opóźniało nasze spotkanie. Na domiar złego okazało się, że prom w Santoku jeszcze nie kursuje. Kolejna godzina w plecy.
Mieliśmy spotkać się przy moście w Świerkocinie, ale żeby tam samotnie nie czekać jechałem wałem w kierunku Daniela i gdzieś tam na trasie musieliśmy się spotkać. Dotarłem do Kołczyna i rozsiadłem się na trawie. Nie wiedziałem, czy wyjedzie z piaszczystej części wału, czy może wybrał asfaltową wersję przez Rudnicę i właśnie Kołczyn.
Przez te wszystkie podmuchy „Staruszek” zaliczył tyle upadków, że lepiej go kłaść na ziemi. Natomiast znak ułatwi mi jego odnalezienie.
Po jakimś czasie pojawia się strudzony rowerzysta, który już na liczniku ma grubo ponad 100 km. Tył zwrot i cel Witnica. Pokazałem alternatywną wersję przez Pyrzany i dalej na Mościce. Tam musieliśmy odnaleźć ośrodek PTTK, co nie okazało się trudną sprawą.
Potargana flaga. Budynek też lata świetności ma za sobą.
Korzystając z okazji pooglądaliśmy sobie pobliski ogród dendrologiczny. Takie uboższe Przelewice. Jak rośliny rozkwitną to zrobi się tam pięknie. Trzeba jednak w to miejsce włożyć jeszcze trochę wysiłku.
Ślimak.
Kwitnąca magnolia.
Wszystko obadane. Luknięcie na mapę i wybieramy szlak rowerowy, który ma zaprowadzić nas do Mostna. Trasę częściowo znam, więc większego problemu być nie powinno. Gorzej już z samą drogą, która miejscami została wyryta przez ciężki sprzęt do wycinki drzew.
Kierunek Mostno.
To tak wygląda rzeka Myśla.
Dzisiejszy dzień miał być bardziej urozmaicony, ale przez te zawirowania wietrzne został skrócony. Przez Mosinę dotarliśmy do Witnicy i zabrakło nam 6 minut, bo pociąg już sobie pojechał. Na szczęście za niecałe 40 minut przyjedzie kolejny. Spędziliśmy ten czas na dworcu. Potem Daniel władował się do szynobusu.
Rozstania nadszedł czas.
Mi było trochę mało i postanowiłem wydłużyć sobie powrót do domu. Do setki zabrakło paru kilometrów, ale i tak dzień można zaliczyć do tych udanych. Ważne, że zapowiada się jeszcze powtórka 🙂