Poniedziałek miał być czasem odpoczynku, relaksu, ale nie u Gosi. Rano bajeczna pogoda, więc trzeba iść na rower. Zważywszy, że kolejne dni już takie pięknie nie będą. Czasu na ustalanie czasu nie ma, więc pełna improwizacja. Wiadomo, jak takie rzeczy u nas się kończą i pewnie nikogo nie zaskoczy przebieg wycieczki.

Padła propozycja Okunie, piękne jezioro, nie byłem tam. Jeden problem, poważny problem, który zapewnia tyle pozytywnych emocji – Gosiak Nawigator (specyficzna odmiana rowerzystki). Już po rozłożonej mapie wiedziałem, że nie ma pojęcia, gdzie jedziemy. Z tego co wywnioskowałem to mieliśmy dostać się w okolicy Barlinka, dokładnie do Krzynki.


Telefon do przyjaciela.

Za Dankowem słońce nas pożegnało i się nieco rozpadało. Schronienie pod drzewkiem, bo wszystkie wiaty zostały za naszymi plecami. Źle nie było, bardziej w drugim kierunku, wesoło. Gdy już się nieco uspokoiło ruszyliśmy w dalszą drogę. Celem było odnalezienie czerwonego szlaku rowerowego. Ostatecznie wylądowaliśmy w Barlinku i tak byśmy krążyli ścieżynkami w okolicy jeziora, gdyby nie moje tupnięcie nogą i
nadąsana mina. Bardziej to rowerową towarzyszkę rozśmieszyło, niż zmusiło do współpracy.


Odnaleziony czerwony szlak rowerowy.


Pałacyk Cebulowy owiany wielką tajemnicą.

W pewnym momencie musieliśmy zjechać ze szlaku i zrobiłem to nieco za szybko. Jakby nie reakcja Gosi to byśmy jechali jakąś ścieżynką wzdłuż jeziora. W końcu wskakujemy na bruk, ale w totalnym szoku jestem, że obok poprowadzono ścieżkę rowerową.


Bruk dla samochodów i piękna asfaltowa ścieżka da rowerów. Piękny widok.


Drogowskaz pamiętający czasy Bieruta. W tle Gosia pytająca o drogę.

Ścieżka rowerowa się skończyła, bo musieliśmy odbić w drugą stronę. Czekała nas przeprawa przez Barlinecko-Gorzowski Park Krajobrazowy, a wtajemniczeni wiedzą, że to jeden, wielki bruk. Koniec końców w pewnym momencie musieliśmy posłużyć się Endomondo. Do Okunia dotarliśmy, a duma nas rozbierała niesamowicie.


Okunie. Można dojechać? Można.

Pojawił się kolejny problem. Odnaleźć jezioro, a do łatwych rzeczy tego nie można zaliczyć. Rozpoczęło się błądzenie, wspomaganie mapami i w 99,9% przypadków skręcaliśmy w przeciwną stronę. Wcześniej już pogoda się załamała, bo z ponad 20°C, zrobiło się rapem 12°C. My jednak wytrwale szukaliśmy zbiornika wodnego. Musieliśmy jednak wywiesić białą flagę. Okunie – My 1:0. Do drugiego starcia na pewno dojdzie i to niebawem. Droga pożarowa wyprowadziła nas bardzo ładnie na drogę numer 151.

Dłuższy przystanek zaliczyliśmy w Łubiance, bo w weekend musiał odbywać się tam jakiś festyn. Schronienie znaleźliśmy w namiocie. Chronił nas trochę od wiatru, mnie także pożyczona koszulka termiczna. Nie wiem, jakby dojechał do domu. Ubrałem się letnio, a skończyło się jesiennie. Dobrze mieć taką Gosię przy sobie i jej magiczne sakwy.


Takie miejsce na postój to ja rozumiem.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *