Dzisiaj niestety poganiał nas czas. Odgórnie już piszę nas, bo wiadomo że jak rower, to gdzieś z boku jest Gosiak. Dzisiaj nieplanowo postanowiła zrobić sobie nieco dłuższą drzemkę, która potrwała półtorej godziny. No pięknie, mimo dość późnej pory to nie możemy odpuścić świetnej pogody. Szybkie zgadanie się i w drogę. Totalny spontan.

Na skrzyżowaniu ulic Dekerta i Czartoryskiego po oczach bije jaskrawość. Okazało się, że po cichutku maznęli przejazdy rowerowe farbą. Kawałek ścieżki też. Świetnie to wygląda i postanowiliśmy wykorzystać to miejsce do małej sesji zdjęciowej.


Jak strzałka pokazuje, to jest rowerzystka. Dość specyficzna rowerzystka.

Postanowiłem Gosi pokazać skrót w kierunku Chwalęcic, przez ulicę Owocową. Kurz, kamienie i dość stromy podjazd. Oj, nie była zbytnio zadowolona i trzeba będzie tą drogę wymazać z naszych map. Chociażby dla własnego dobra.


Taki ze mnie dżentelmen. Gosia pozostawiona sama sobie, a ja podziwiam sobie widoczki.


Stromizna z innej perspektywy.

W Chwalęcicach skorzystaliśmy z zielonego szlaku rowerowego. Deszczu, jak na lekarstwo i przez to w lasach pełno piachu. Dalej już asfaltem i wylądowaliśmy przy sali wiejskiej w Racławiu. Tam zrobiliśmy sobie przerwę, która skończyła się totalnym rozleniwieniem.

No cóż. Trzeba było już myśleć o powrocie, mimo że dystans totalnie nas nie zadowalał. Zjechaliśmy do Jenina i wymyśliłem sobie powrót moją ścieżynką przez Chróścik. Tam napotkaliśmy atrakcję w postaci zabawnej kozy. Trochę sobie poskakała, podgryzała i bardziej smakowała jej trawa zza siatki.


Rondo w Jeninie.


Zabawy z kózką.


Kopytkiem ją, kopytkiem!

Niebieskim szlakiem rowerowym wróciliśmy do Gorzowa. Niestety musieliśmy się rozstać nieco wcześniej i jak podążyłem swoją drogą, a Gosia swoją.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *