Wszędzie zapowiadano fatalną, weekendową pogodę. My jednak takimi prognozami się nie zrażamy. Szybka analiza sytuacji z samego rana i wspólna decyzja – JEDZIEMY! Wczoraj już zrodził się pomysł, aby wybrać się do Barlinka i spróbować znaleźć parę keszów. Gosiak się nakręcił, bo ostatnio nad Czerwonym Potokiem udało się jej znaleźć mikursa. Ja to nazywam szczęściem początkującego. Niech tak naprawdę pokaże, jaki z niej poszukiwacz.
Nie chcieliśmy jechać szosą Gorzów Wielkopolski – Barlinek, więc wybraliśmy alternatywną trasę przez Danków. Po drodze zaliczamy krótki przystanek na mostku nad rzeką Srebrną. W keszu znajduje się geokret, więc pomyślałem, aby go zabrać ze sobą. Zaskoczeniem jest jednak brak pojemnika. Miejsce odwiedzałem niejednokrotnie i z zamkniętymi oczami dotarłbym do kryjówki. Gosia oczywiście dyskutuje, że to z drugiej strony mostu, bla, bla bla, i zaczyna penetrować wszystkie dziury. Czekam sobie spokojnie, aż towarzyszka się znudzi i będziemy mogli jechać dalej. Kesz zaginął, szkoda 🙁
Gosiak Penetrator. Wszędzie wlezie, dosłownie wszędzie.
Trochę dokucza wiatr, czasami coś tam przelotnie popada. Nie ma jednak, co narzekać. Mieliśmy okazję jeździć w gorszych warunkach. W Krzynce odbijamy na czerwony szlak rowerowy, który zaprowadza nas do pierwszego, barlineckiego kesza.
Czerwony szlak rowerowy częściowo prowadzi po takiej ścieżce rowerowej.
Docieramy do Waldschenke. Kiedyś w tym miejscu znajdowała się popularna leśna restauracja. Powstała w 1913 roku, ale niestety podczas II wojny światowej została prawdopodobnie spalona. Teraz można tam znaleźć fundamenty, jakieś resztki, a nieopodal postawiono tablicę informacyjną. Obok przechodzi wspomniana wyżej ścieżka rowerowa oraz szlaki nordic walking.
Tablica informacyjna, w tle pozostałości Waldschenke.
Kiedyś była to tętniąca życiem restauracja.
Piwniczne okienko.
Schodki.
Dzięki opisowi i spoilerom ze znalezieniem pojemnika nie powinno być żadnego problemu. A jednak jest. Pieniek został obmacany z każdej strony, dla pewności podobny także. Nic, zero, pusto. Na ziemi znalazłem tylko trzy woreczki strunowe. Prawdopodobnie ktoś dobrał się do kesza. Coś nie za dobrze zaczął się ten dzień :/ No trudno. Próbujemy dalej.
Kościół Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny to kolejny cel. Akurat odbywała się msza, a ja się ucieszyłem, że drzwi są otwarte. Jak szybko wszedłem do środka, tak szybko wraz z wychodzącymi ludźmi opuściłem świątynię. Miejsce ukrycia mikrusa namierzona, gorzej z bezpiecznym podejściem. To się kręcą ludzie, to ksiądz wychodzi przez boczne drzwi. Szybkie macanko i nic. Gosiak załamany moją nieporadnością wkracza do akcji i jest. Uśmiech na twarzy, duma. Najwidoczniej ciągle działa szczęście nowicjusza.
Pomnik św. Jana Pawła II, a w tle skrawek kościoła gotyckiego wybudowanego w XV wieku, ale wielokrotnie przebudowywanego.
Kawałek dalej znajduje się fontanna i nieopodal także ukryty jest mikrus. Wkraczamy do centrum Barlinka i pech. Ławeczka, gdzie prawdopodobnie ukryto kesz zajęta. Czekać nie ma sensu, więc jedziemy dalej. Na powrocie zawitamy ponownie. Taa… ale my jesteśmy naiwni.
Potocznie „Fontanna Gęsiarki”. Symbol Barlinka, który w 1912 wybudował Knut Ackermann z Monachium.
Na cokole pomnika-fontanny znajduje się Gęsiarka z którą związana jest pewna legenda. Z łatwością można ją odnaleźć w internecie
Z pierwszym kościołem się udało, to z drugim może także. Kierunek Kościół świętego Bonifacego. Nowsza budowla, bo wybudowana raptem w 1923 roku. Miejsce także dość szybko zlokalizowane, ale ciężko było znaleźć pojemnik wśród chmary śmieci. Po jakimś czasie się udaje i to kto znalazł? No oczywiście, że ja.
Odnaleziony pojemnik.
Miałem problemy, aby logbook i ołówek wsadzić z powrotem do woreczka. Z pomocą przyszła Gosia ze swoimi kobiecymi, zręcznymi paluszkami. No i cierpliwością oczywiście. Anielską.
Pozostałość po Archidiecezjalnych Dniach Młodych w 2014 roku.
Kamień z inskrypcją w pobliżu kościoła.
To by było na tyle keszowania w Barlinku. Oczywiście na dzień dzisiejszy. Mieliśmy jeszcze wracać w pobliże fontanny, ale daliśmy sobie już z tym spokój. Będzie na to szansa kiedy indziej. Godzina trochę późna i trzeba wracać. Zapowiadał się powrót pod pieruński wiatr, więc wybraliśmy bezpieczniejszy wariant. Tą samą trasą wróciliśmy do Gorzowa.
Spotykamy także ślimaka, który przechadza się po asfalcie. Zabezpieczamy teren i odstawiamy winniczka w bezpieczne miejsce. Z dobrym uczynkiem na koniec można wracać do domu.
Ślimak otrzymał sesję fotograficzną. Ciekawe, czy się z tego powodu ucieszył?