Po niezapomnianej zielonej nocy nadszedł czas, gdzie trzeba pomyśleć o powrocie. Dwa dni rajdowe pogodowo mieliśmy świetne, trzeci już mniej, ale bez tragedii. Temperatura trochę niższa, ale cały czas bardzo przyjemnie.

Śniadanko, pożegnanie i wyjazd. Kawałek odprowadził nas Leszek i potem wskazał drogę. Nie wiem po co, jak nawigacją i tak zajęła się Gosia. Pojawił się pomysł, aby skrócić sobie drogę i skończyło się przebijaniem przez piach. Koniec końców wylądowaliśmy z Krzyżu Wielkopolskim, skąd pojechaliśmy do Drezdenka.


Rowery górą.


W kierunku Drezdenka.

Plan na powrót był całkiem inny, bo mieliśmy przetestować drogę przez wał. Miała ona nas zaprowadzić do samego Santoka. Bez żadnych samochodów, tylko my i piękno przyrody. Wszystko storpedował jednak wiatr. W zasadzie 95% powrotu było z podmuchami w twarz.


Czy to ostatni raz ze sakwami?

Od Drezdenka jechaliśmy tą samą drogą, kiedy dwa dni wcześniej tam się dostaliśmy. Z Gosią rozstałem się w mieście i musiałem zaliczyć sprint do domu. Na niebie zebrały się czarne chmury i zaczęło wiać ze wszystkich stron. Wiedziałem, że kwestią czasu jest, kiedy zacznie padać. Na szczęście stało się to chwilę po tym, jak dotarłem do domu. Uff…

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *